CHURCH OF THE COSMIC SKULL Everybody’s Going To Die

Church Cosmic Skull Everybody's Going To Die recenzjaCHURCH OF THE COSMIC SKULL
Everybody’s Going To Die
2019

W 2018 roku z dużą przyjemnością opisywałem płytę Science Fiction, drugi album zespołu z Newcastle pod dziwaczną nazwą Church Of The Cosmic Skull, czyli po naszemu Kościół Kosmicznej Czaszki. W dzisiejszych komercyjnych czasach tego typu klimatyczne rockowe granie w stylu lat 70. z elementami musicalu oraz nutą psychodelii to miód na uszy każdego fana wyrafinowanego rocka więc chętnie zgłosiłem przynależność do tego kościoła i czekałem na kolejną „mszę”. Nadeszła dość szybko, bo ledwie rok później (tak po prawdzie to półtora roku) zespół wydał album o proroczym tytule Everybody’s Going To Die, i z bólem przyznam, że zupełnie nie spełnił moich oczekiwań. Niby kościół ten sam, ksiądz też, a msza kompletnie inna. Wyprana z pomysłów, dobrych melodii, psychodelicznych odjazdów, rozbudowanych solówek, czyli wszystkiego tego, co tak czarowało na Science Fiction, a jeszcze bardziej na debiucie. No cóż, Bill Fisher (wokalista i gitarzysta, twórca całego materiału) i spółka sami sobie postawili poprzeczkę na tyle wysoko, że trudno doskoczyć…

Oczywiście w brzmieniu grupy nadal są obecne elementy charakterystyczne dla jej stylu – soczyste gitary, potężne organy, skrzypce i żeńskie chórki, ale nie tylko trzeba ich ze świecą szukać, lecz nie mają szansy należycie wybrzmieć w trzyminutowych utworach. Bardziej jednak boli, że hardrockowy przecież zespół tak mocno skręcił w stronę popu, i to takiego nijakiego, czego dobrym przykładem jest utwór tytułowy. Niby ładny, ale kompletnie bez jaj, bez polotu, nudzi już po minucie, a ciągnie się przez cztery. Dokładnie taka jest większość materiału – miałkie melodyjki, radosne plumkanie kontrastujące z mrocznym tytułem płyty, ot takie rockowe pitu pitu, po którym żaden ślad nie zostanie. Nie ma tu tak dobrej piosenki jak The Devil Again, o rozbudowanych formach w stylu Evil In Your Eye nawet nie ma co myśleć. Jedno nagranie przekracza 5 minut i nie muszę dodawać, że to najlepsza kompozycja w zestawie i jedyna, która by się obroniła na dwóch poprzednich krążkach. The Hunt pachnie Sabbathem, jest tu bluesowy klimat, jest hardrockowy ciężar, i tylko szkoda, że chłopaki nie pociągnęli tego jeszcze dłużej. Z pozostałych piosenek po stronie plusów (małych plusików) mogę jeszcze zapisać Into The Skull – nie za samą melodię, bo jest taka sama jak pozostałe, ale za potężne gitary i organy. Mało tego, ale jest. W części instrumentalnej również nagranie Do What You Want (With Love In Your Heart) przynosi nieco mocy, ale spokojne zwrotki psują zabawę (podobnie jak wyciszenie w momencie, gdy utwór zaczyna się rozkręcać). Reszta jest milczeniem. Niby 35 minut, ale prawdziwej muzyki jakby mało. Może to tylko chwilowy kryzys twórczy? Czas pokaże. Szkoda by było, by tak intrygujący i nieco zwariowany zespół grał tak grzecznie i bezbarwnie.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: