BONFIRE Fistful Of Fire

Bonfire Fistful Of Fire recenzjaBONFIRE
Fistful Of Fire
2020

Nigdy jakoś szczególnie uważnie nie śledziłem historii niemieckiego zespołu Bonfire, ale ostatnimi czasy chłopaki tak wymiatają, że należy im się kilka słów. To już prawdziwi heavymetalowi weterani – grupa powstała z inicjatywy Hansa Zillera w 1972 roku najpierw jako Cacumen, a od 1986 roku działa pod obecną nazwą. Ma na koncie 18 studyjnych albumów i dziesiątki metalowych hitów, których popularność rzadko wykraczała poza rodzime Niemcy. Cóż, inne kraje niech żałują, bo to rasowy metal najwyższej próby, jeśli ktoś docenia melodyjność nagrań, a nie tylko gitarowe galopady. Hans Ziller, założyciel zespołu i właściciel praw do nazwy Bonfire, zmienia muzyków jak rękawiczki, jednak chyba wreszcie trafił w dziesiątkę, bo od 2016 roku skład pozostaje niezmienny, i ten skład (z Alexxem Stahlem za mikrofonem) dostarczył nam tak świetne płyty jak Byte The Bullet, Temple Of Lies czy omawiany Fistful Of Fire, 19. krążek formacji. Po drodze był jeszcze sympatyczny album Legends z coverami klasyków rocka.

Co nowego w obozie Bonfire? W zasadzie nic. Panowie byli świetni i dalej tacy są. Jak ktoś nie zna ich nagrań, może śmiało rozpocząć przygodę od tego albumu – Fistful Of Fire jest bardzo reprezentatywny dla twórczości Niemców. Nawiązuje do muzyki starych mistrzów, ale brzmi współcześnie i świeżo. Po obowiązkowym intro Gotta Get Away, utwór tak klasyczny, że bardziej się nie da. Spokojny wstęp, mocny riff, krzyk wokalisty, równo pracująca sekcja, dobra melodia, przebojowy refren, wszystko na miejscu. Tempo podkręca rozpędzony i bardzo chwytliwy The Devil Made Me Do It, nie ustępuje mu Ride The Blade ze stadionowym refrenem (pewniak na koncerty), chwilę wytchnienia daje ballada When An Old Man Cries (chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, do czego nawiązuje tytuł) – nic specjalnego, ale na moment wycisza emocje, bo zaraz potem z przytupem wkracza Rock’n’Roll Survivors, kolejny szybki i hitowy kawałek, podobnie jak następny Fire And Ice. I tak dalej, i tak dalej. Oczywiście nie każde nagranie jest tak samo dobre, to rzecz gustu – jeden woli mocniejsze klimaty, drugi bardziej radiowe refreny, ale Bonfire swobodnie łączy melodyjne granie z hardrockowym czadem tworząc atrakcyjne do słuchania utwory, z których niemal każdy ma potencjał na przebój, w każdym mamy obowiązkową solówkę Hansa lub Franka (Frank Pané jest drugim gitarzystą), a rasowy wokal Alexxa nawiązuje do najlepszych wzorców (w porównaniu z bezpłciowym Clausem Lessmannem różnica jest bardzo zauważalna). Płytę efektownie kończy kolejny metalowy killer, prawdziwa petarda – rozpędzony Gloryland, jeden z najlepszych w zestawie. Jako bonus mamy jeszcze akustyczną wersję When An Old Man Cries, i przyznam, że w takim wydaniu piosenka wiele zyskuje.

Nie interesowałem się zespołem Bonfire, ale biegusiem nadrabiam zaległości. I Wam radzę to samo. Zacznijcie od Fistful Of Fire.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: