REAL-ATLETICO 1-0 Real rządzi w Madrycie

Real Atletico 1-0 derby 2020 Derby to zawsze szczególny mecz. Tym bardziej derby Madrytu, które w ostatnich kilku latach dwukrotnie rozstrzygały miano najlepszej drużyny w Europie. Ale nawet gdy nie jest to finał Ligi Mistrzów, „derbi madrileño” elektryzuje fanów i wykracza poza zwykłe ligowe starcie. Nawet jeśli drużyny nie są w najlepszej formie, a ich gra delikatnie mówiąc nie porywa. Wprawdzie u Królewskich po marnym starcie sezonu nie ma już śladu – Zidane jakoś to wszystko poukładał i od ponad 20 spotkań nie zaznał goryczy porażki, to jednak trudno nazwać grę Los Blancos piękną. Z kolei gra ekipy Simeone nigdy nie była ładna, więc ich surowy futbol to nic nowego, lecz kiedyś szły za nim wyniki, których w ostatnim czasie ewidentnie brakuje. Porażka z Eibarem, remis z ostatnim w tabeli Leganés, a w międzyczasie odpadnięcie z Pucharu Króla z trzecioligową Leonesą to dość osobliwa czarna seria Los Colchoneros. Ale w meczach z Realem jest inaczej, w zawodników wstępują nowe siły i wznoszą się oni na wyżyny umiejętności. Nie bez powodu piłkarze Atlético po raz ostatni przegrali ligowy mecz na Santiago Bernabéu w 2012 roku. 8 lat temu! Aż trudno w to uwierzyć, bo przed erą Simeone Atlético dostawało regularne lanie w Madrycie, także na własnym stadionie.

Przed dzisiejszym meczem postawiłbym całe pieniądze na remis. Nie szkodzi, że Atlei gra beznadziejnie, bo równie beznadziejnie prezentuje się atak Realu. W trzech z ostatnich czterech oficjalnych spotkań było 0-0. Los Blancos tworzą niewiele sytuacji, grają nudno i ospale, a nieskutecznych napastników często muszą wyręczać obrońcy i pomocnicy. Niemniej jako całość Real wypada znacznie solidniej od rywala zza miedzy. Dzisiaj to jednak nie miało wielkiego znaczenia. Mecz był kopią tego, co obserwowaliśmy ostatnimi czasy – dużo walki w środku pola i niewiele jakości pod bramką. W zasadzie kompletne zero jakości po stronie Realu, bo Zidane wystawił 5 pomocników, a w zasadzie 6, gdyż wiecznie cofniętego Benzemę trudno nazwać napastnikiem. Håland w trzecim meczu Borussii zdobył bramkę numer 7 (!), a w Realu Karim nawet tylu strzałów nie umie oddać. Gra z tyloma pomocnikami i rozgrywającym Benzemą mija się z celem, jest strasznie toporna i chyba Zidane to zauważył, bo po słabiutkiej pierwszej połowie od razu dokonał dwóch zmian wprowadzając Viníciusa i Lucasa za Kroosa i bezproduktywnego Isco. Real odzyskał skrzydła, gra nabrała tempa, a 10 minut później to właśnie Vinícius idealnie podał do Mendy’ego (wreszcie zagranie prostopadłe, nie w poprzek!), ten obsłużył Benzemę, a Francuz trafił na 1-0. Od tego momentu gospodarze rządzili na boisku, mogli zdobyć kolejne bramki, ale skończyło się na skromnym 1-0 i Królewscy odzyskali tron Madrytu.

Nie dożyję chyba czasów (raczej nie za Zidane’a), by Real rozegrał dwie równe dobre połowy i cieszył oczy swa grą. Dzisiaj pierwsze 45 minut było tragiczne, ale dzięki korektom składu Real odzyskał świeżość i po zmianie stron nie dał żadnych szans ekipie Simeone. Trzeba więc docenić walkę i sam wynik, bo to pierwsza ligowa wygrana z Atlético na Bernabéu od grudnia 2012 roku, i tylko to się liczy. Real pozostaje na szczycie tabeli La Liga.

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: