Już przed finałowym meczem o Superpuchar Hiszpanii na stadionie King Abdullah Sports City w Arabii Saudyjskiej było wiadomo, że trofeum nie trafi ani w ręce zdobywcy Pucharu Króla, ani mistrza kraju (którzy w starym systemie rozgrywek rozegraliby dwumecz między sobą). Valencię wyeliminował Real Madryt, a Barcelona niespodziewanie uległa Atlético, z którym ostatnio wygrywała wszystkie mecze, często nawet bez straty bramki. Tym razem straciła aż trzy, a ekipa Simeone wykazała ogromny hart ducha, bo chociaż już leżała na deskach (Barça prowadziła 2-1 i strzeliła kolejne dwa gole, anulowane po interwencji VAR), potrafiła się podnieść i w samej końcówce zadać dwa decydujące ciosy. Tym samym zamiast spodziewanego El Clásico byliśmy świadkami kolejnego Derbi Madrileño, gdzie o Superpuchar Hiszpanii walczyły dwie madryckie drużyny: Atlético i Real. Była okazja do wielu sentymentalnych spotkań – u sąsiada zza miedzy grają przecież dwaj byli zawodnicy Królewskich, Álvaro Morata i niechciany przez Zidane’a Marcos Llorente.
Mecz nie był pięknym widowiskiem, co było do przewidzenia przy dwóch defensywnych drużynach, które bardziej murują bramkę niż chcą strzelać gole. Toporny styl Atlético i bezproduktywne klepanie Królewskich w poprzek boiska nie mogły dać ani wielu goli, ani emocji godnych finału. Pierwsza połowa całkowicie do zapomnienia, nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Po zmianie stron tempo nieco wzrosło, ale dobrego futbolu nadal było jak na lekarstwo. Najlepszą szansę na gola miał Jović, który minimalnie chybił, z drugiej strony strzał Moraty zatrzymał Courtois. Decydująca miała być dogrywka, ale ta była tak samo nudna i bezbarwna jak całe spotkanie. Dopiero w samej końcówce było trochę emocji, najpierw po dwóch strzałach Realu (Modrić i Mariano prosto w Oblaka), potem po czerwonej kartce Valverde, który nieprzepisowo zatrzymał wychodzącego na czystą pozycję Moratę. Zwycięzcę wyłoniły rzuty karne, które lepiej egzekwowali piłkarze Zidane’a (Atlético zmarnowało dwie jedenastki – Saul trafił w słupek, a strzał Thomasa obronił Courtois) i to Real Madryt zdobył pierwszy Superpuchar Hiszpanii w nowej odsłonie. Dzisiaj samą grą może nie zachwycił, ale rywal też nie, więc trudno byłoby powiedzieć, że zwycięstwo nie jest zasłużone. Jest jak najbardziej. Zidane jeśli dochodzi do finału, to go wygrywa. To jego dziewiąty finał i dziewiąty triumf w roli trenera Realu Madryt. Gratulacje!