Real Madryt wygrał 3-1 z Valencią i awansował do niedzielnego finału Superpucharu Hiszpanii, w którym zmierzy się ze zwycięzcą dwumeczu Barcelona-Atlético. Dotychczas mecze o Superpuchar rozgrywano przed startem sezonu i występował w nich mistrz kraju i finalista/zdobywca Pucharu Króla. Latem 2019 roku zmieniono format rozgrywek zapraszając do udziału 4 najlepsze ekipy poprzedniego sezonu, stąd oprócz Barcelony i Valencii obecność Atlético i Realu, które nie zdobyły żadnego trofeum, ale zajęły 2. i 3. miejsce w Primera División. Żeby było jeszcze ciekawiej, spotkania „Final Four” przeniesiono do Arabii Saudyjskiej. Wiadomo, że za tymi zmianami stoją dużo większe pieniądze, i to był główny powód, jednak dla kibica liczy się strona sportowa i na tej się skupmy. Wprawdzie fani z Hiszpanii nie dojechali, stadion świecił pustkami i atmosfery pucharowej nie było, ale to przecież nie wina piłkarzy. Oni wykonali swoje zadanie, chociaż sam mecz był widowiskiem nudnym i raczej jednostronnym. Real grał leniwie i sennie, a Valencia nie grała w ogóle. Trudno to wytłumaczyć, bo to madrytczycy mieli rezerwowy skład bez kontuzjowanych gwiazd (Hazarda, Bale’a i Benzemy), a jednak potrafili bez większego wysiłku narzucić rywalowi swoje warunki i w pełni kontrolować boiskowe wydarzenia. Za to duże brawa. Skoro można wygrać na luzie nie tracąc sił, dlaczego tego nie zrobić? Jednak w finale taka kopanina nie wystarczy, bo przeciwnik będzie z dużo wyższej półki.
W tym nudnym jak flaki z olejem meczu warto odnotować pierwszą bramkę. W 15 minucie dużą przytomnością umysłu wykazał się Toni Kroos trafiając bezpośrednio z rzutu rożnego. Niemiec zauważył, że z bramki wyszedł Domènech i perfekcyjnym uderzeniem wykorzystał gapiostwo golkipera. Drugi gol to bramka wyjątkowo aktywnego dziś Isco po jednej z niewielu szybszych akcji zespołu, a po przerwie trafił też Modrić. Goli mogło być znacznie więcej, gdyby tylko Królewskim się chciało, ale grali zbyt ospale i nonszalancko, pod koniec oddając inicjatywę zdobywcy Pucharu Króla. W samej końcówce po zagraniu Ramosa ręką sędzia wskazał na wapno i tak oto Parejo zdobył honorową bramkę z rzutu karnego. Jeśli w ogóle można mówić o honorze po tak słabym występie Valencii. Real nie musiał się nawet spocić, ale pierwszą część zadania wykonał wzorowo. Teraz pozostaje mecz o pierwsze trofeum w 2020 roku.