BLACK STAR RIDERS
Another State Of Grace
2019
O Black Star Riders szerzej pisałem recenzując ich poprzednie płyty: All Hell Breaks Loose z 2013 roku, The Killer Instinct (2015) i Heavy Fire (2017), i tam odsyłam zainteresowanych. Tę pierwszą oceniłem bardzo wysoko, kolejne były bardzo podobne i siłą rzeczy już nie tak dobre, bo odpadł element zaskoczenia. Z drugiej strony – o jakim zaskoczeniu tu mówić, skoro Black Star Riders to nic innego jak reinkarnacja słynnego Thin Lizzy, ikony irlandzkiego rocka lat 70. Po śmierci Phila Lynotta w 1986 roku muzycy przez lata koncertowali pod tym szyldem, ale z szacunku dla nieodżałowanego lidera nigdy nie weszli do studia, by odcinać kupony od słynnej nazwy. Gdy wreszcie 30 lat później postanowili nagrać nowy album, zmienili nazwę na Black Star Riders właśnie. I bardzo dobrze, bo wprawdzie skład już zupełnie inny, ale duch Thin Lizzy nadal jest w ich nagraniach obecny.
Minęły kolejne dwa lata, pora więc na nowy album grupy pod wodzą Scotta Gorhama (jedyny oryginalny członek Thin Lizzy) i Ricky’ego Warwicka. Ten poprzedni nie bardzo się udał – zwiastował lekką zmianę stylistyki, panowie pożeglowali w stronę cięższych brzmień i nie wyszło im to na zdrowie. Swój błąd zrozumieli, bo krążek Another State Of Grace serwuje już to, co tygrysy lubią najbardziej, czyli podlany bluesem i folkiem hard rock w wersji soft, i przy okazji kilka dobrych melodii, jakich bardzo brakowało dwa lata temu. Może nie jest to odkrywcze, ale za takie granie lubiłem Thin Lizzy, i takiego grania oczekuję od ich spadkobierców. Już dynamiczny początek dowodzi, że będzie dobrze – Tonight The Moonlight Let Me Down to klasyczny utwór niczym żywcem wyjęty z lepszych płyt Thin Lizzy. A potem jest jeszcze lepiej, bo Another State Of Grace i Ain’t The End Of The World to prawdziwe rockowe petardy i słusznie wybrano je na single pilotujące wydawnictwo. Potem jest różnie – mamy balladę Why Do You Love Your Guns?, która mnie zupełnie nie kręci, ale może komuś podejdzie; mamy bezbarwną piosenkę What Will It Take? zaśpiewaną w duecie z córką Meat Loafa Pearl Aday; ale mamy też sporo rockowego mięcha (Standing In The Line Of Fire, Poisoned Heart). Zgoda, takiego lżejszego mięcha, bo to jednak łagodniejsza, bardziej popowa odmiana hard rocka, ale taki In The Shadow Of The War Machine ma i dobre tempo, i mocne riffy, i poza singlami chyba najbardziej rajcuje w całym zestawie.
Podsumowując powiem tak: na Another State Of Grace jest całkiem dobrze, na pewno znacznie lepiej i bardziej wyraziście niż na wspomnianym Heavy Fire. Album powinien zadowolić miłośników melodyjnego gitarowego rocka w starym stylu, zagranego jednak z werwą, luzem i wielką radością. Szału nie ma, ale zespół wrócił do tego, co robi najlepiej. Oby utrzymał ten kierunek za dwa lata na kolejnym wydawnictwie.