Estadio Ramón Sánchez Pizjuán w Sewilli to bardzo trudny teren dla Realu. Wystarczy powiedzieć, że ostatnie zwycięstwo Królewskich było za czasów Ancelottiego, gdy partidazo rozegrał Cristiano Ronaldo strzelając trzy bramki. Potem kolejne mecze ligowe to cztery porażki Los Blancos. Nic więc dziwnego, że to liderująca tabeli Primera División Sevilla była faworytem dzisiejszego meczu. Smaczku dodawał fakt, że prowadzi ją obecnie Julen Lopetegui, trener zwolniony rok temu z Realu Madryt, a jego droga przez mękę zaczęła się właśnie na Pizjuán, gdzie przegrał 0-3 rozpoczynając serię 5 kolejnych porażek Realu, co w efekcie zaowocowało zwolnieniem.
Po paryskiej kompromitacji madrytczycy musieli zareagować i dzisiaj to zrobili. Zawsze mówię: narzekajmy, gdy brakuje zaangażowania i piłkarze wyraźnie odpuszczają walkę, ale też chwalmy, gdy na to zasłużą swoją postawą. Dzisiaj zasłużyli. Real zagrał poważny mecz, prezentował się solidnie w obronie nie dopuszczając gospodarzy nawet do jednego celnego uderzenia, a i z przodu zrobił swoje. Wprawdzie gra z przodu długo była nijaka, lecz mimo wszystko to Los Blancos mieli lepsze okazje bramkowe, a jedną z nich wykorzystał Benzema ustalając wynik spotkania. Chociaż więc sama gra nadal pozostawia wiele do życzenia, zwycięstwo na Pizjuán trzeba docenić. Oby to był początek dobrej serii…