PSG-REAL 3-0 Bolesna lekcja futbolu od rezerw Paryża

PSG-Real 3-0 Liga Mistrzów 2019/2020Wstyd i zażenowanie. To uczucia, do których kibice Realu Madryt powoli zaczynają się przyzwyczajać. Ligowa strata 17 punktów do Barcelony, wysokie porażki w bezpośrednich starciach, kompromitacje na własnym stadionie z drużynami z dołu tabeli hiszpańskiej La Ligi, katastrofa w meczu z Ajaksem, 19 punktów straty do Barcelony, i wreszcie zero wyciągniętych wniosków z tych wszystkich wyników. Zarząd ponownie zatrudnił trenera-kolegę zblazowanych gwiazdeczek, przespał okienko transferowe, pozostawił martwy środek pola i Real dalej gra koszmarnie. W Hiszpanii na samym starcie ligi już dwa razy stracił punkty z outsiderami, ale dzisiaj miało być inaczej, bo przecież startuje Liga Mistrzów, ulubione rozgrywki madrytczyków, gdzie są zawsze zmotywowani i ponoć pokazują inne oblicze. Królewscy pojechali do Paryża wygrać mecz ze zdziesiątkowanym Paris Saint-Germain. Okazało się, że gospodarze pozbawieni trzech swoich największych gwiazd (Neymar, Mbappé, Cavani) nawet w rezerwowym składzie klepali podopiecznych Zidane’a jak chcieli.

Co można napisać po meczu, w którym Real Madryt nie oddał ani jednego (!) celnego strzału na bramkę rywala? W którym przegrywał wszystkie pojedynki, często nie umiał nawet wyjść z własnej połowy, grał w tempie pensjonariuszy z Ciechocinka i bardzo, bardzo chaotycznie? Pasywność w defensywie, brak determinacji i zaangażowania, nie wspominając o pressingu, a w ofensywie żadnego pomysłu na rozegranie. Czy tu w ogóle jest jakiś trener? Bo PSG ma trenera, który poukładał tę drużynę, natchnął ją chęciami do walki. Po drugiej stronie była bezładna zbieranina przypadkowych zawodników z grą opartą na przypadku lub błysku umiejętności poszczególnych piłkarzy. Ale tego błysku też dzisiaj nie było. Bale wrócił do starego trybu truchtania, Benzema jak zwykle znika w meczu z lepszym rywalem, środek pola nie istnieje – taki jest nowy stary Real Zinédine’a Zdiane’a. Dlatego odpuszczam komentowanie poszczególnych spotkań (z wyjątkami dla tych ważnych), bo szkoda nerwów gdy serce krwawi i zęby bolą od patrzenia na tę kopaninę. Mecz można przegrać, ale nie w ten sposób. Dawno nie widziałem tak bezradnego Realu, tak jałowego, bezjajecznego, pozbawionego wiary i jakiejkolwiek myśli taktycznej, oraz tej sportowej złości, jaka jest niezbędna do wygrywania. Tę złość w nadmiarze miał Ángel Di María, którego dwa gole ustawiły spotkanie (a miał jeszcze szansę na hat-tricka, ale trzeciego gola w doliczonym czasie strzelił Thomas Meunier). A w Madrycie dalej samozadowolenie – panowie milionerzy wyszli odbębnić swoje i tyle. Kasa się zgadza, Mister Champions powie, że trzeba dalej pracować, że nic nie jest przegrane, i karawana jedzie dalej. Dzisiaj Zizou przynajmniej nie bił brawa, co zwykł czynić, tylko stał jak wryty przy linii. Nie było czego oklaskiwać. Było za co się wstydzić.

Kibic naiwnie wierzy, że przecież nie może być tak źle – skład Los Blancos wciąż mocny na papierze, latem wydane ponad 300 mln €, a tu nic nie funkcjonuje. Trudno być optymistą, gdy Królewscy meczą się z ligowymi ogórkami w Hiszpanii, gubią punkty z outsiderami, to dlaczego mieli wygrać z silnym rywalem, jakim jest PSG? Nawet bez trzech filarów to ciągle groźna i dobrze poukładana drużyna. Tym bardziej dla ekipy, którą teraz byle kto potrafi zdominować. Dzisiaj paryżanie nie zagrali niczego wielkiego – byli po prostu solidni, i to w zupełności wystarczyło. To Madryt był przerażająco słaby i nie miał zupełnie nic do zaoferowania. Ani z przodu, ani z tyłu, ani tym bardziej w środku pola. I jak pisałem we wstępie – trzeba do tego przywyknąć. Przynajmniej dopóki rządzi tu Zidane i jego zardzewiała gwardia.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: