OOMPH!
Ritual
2019
Założony w 1989 roku w Wolfsburgu zespół Oomph! jest prekursorem industrialnego metalu, który na salony wprowadził później Rammstein. Pod względem muzycznym to dość podobne formacje, ale warto pamiętać, że to Oomph! był pierwszy, nawet jeśli Till Lindemann i spółka są bardziej popularni. Tyle tytułem wstępu, pisałem o tym szerzej recenzując album XXV z 2016 roku. Nie był to udany krążek, podobnie zresztą jak większość płyt tej grupy, które całościowo nie przekonują, a i poszczególne piosenki też jakoś trudno zapamiętać. W ogóle cały nurt zwany Neue Deutsche Härte łączący industrial z elektroniką już dawno dokonał żywota i tylko czasem ktoś postanowi o nim przypomnieć. Taka próbą jest nowy album Oomph! zatytułowany Ritual. Album zaskakująco udany na tle poprzednich dokonań niemieckiej grupy. Najlepszy? Niekoniecznie… Kto wie… Rzecz gustu. Jednak utrzymany na równym, niezłym poziomie, a tego dawno nie było. Z tego też powodu trudno wyróżnić konkretne nagrania. Jednak spróbuję…
Początek zaskakuje – ale to spostrzeżemy dopiero po wysłuchaniu całości. Utwór Tausend Mann und ein Befehl pilotował krążek na singlu. Chodzi o to, że to najbardziej bezpłciowa kompozycja w zestawie, odmienna od pozostałych. Chciano na siłę zrobić przebój – nie wyszło, zapomniano o dobrej melodii i nośnym refrenie. Od razu zastrzegę, że to wcale nie jest ukłon w stronę komercji, jak na wielu poprzednich płytach – jedną z zalet Ritual jest całkowity brak koszmarnych balladek, popowych naleciałości, topornych orkiestracji i innych ozdobników. Są za to wściekłe riffy i dynamiczne melodie, jest surowo, ciężko i mocarnie. Czasem nieco topornie i prostacko (Achtung! Achtung!), czasem melodyjnie i przebojowo, niczym za najlepszych lat Rammstein (Trümmerkinder, Kein Liebeslied) lub podniośle i marszowo (Europa – to by pasowało na singel, najbardziej radiowy numer w zestawie), ale to wszystko świetnie współgra i w żadnym momencie człowiek nie ma ochoty kliknąć na play next. Nawet dodane jak bonusy piosenki In der Stille der Nacht i Lazarus brzmią kapitalnie i pasują jak ulał.
Osobny akapit należy się kompozycji o dziwacznym tytule TRRR-FCKN-HTLR. Terror Fuckin’ Hitler? Nikt tak dosadnie nie napisał, ale skojarzenie jest oczywiste, zresztą Dero Goi (współzałożyciel, wokalista, autor tekstów i perkusista zespołu) nigdy tego nie ukrywał. To nieco sarkastyczna wizja aktualnych problemów współczesnego świata dotyczących seksualności, religijności i polityki – te trzy sfery dominują życie i podlegają podobnym prawom. Mniejsza o tekst – to nie poezja, zawsze byłem daleki od nadinterpretowania myśli twórców. Bardziej liczy się, że ten brutalny i agresywny utwór to chyba najlepsze 4 minuty na płycie.
Szczerze polecam Ritual. Nie daję wysokiej oceny, bo to nadal żadne wybitne dzieło, ale naprawdę solidna porcja industrialnego rocka w czystej postaci. Jak ktoś lubi takie klimaty, będzie zadowolony. Teraz czekam na odpowiedź kolegów z Rammstein.