W pierwszym meczu 2019 roku w lidze hiszpańskiej Real Madryt rozegrał zaległe spotkanie z Villarrealem, który w tym sezonie mocno rozczarowuje i zajmuje 16. lokatę w Primera División. Niżej są tylko Rayo i Huesca, z którymi madrytczycy grali w grudniu, długo cierpieli i po wielkich mękach wygrali ledwie 1-0. Drużyna trzecia od końca okazała się już zbyt silna dla świeżo upieczonego mistrza świata. Real zremisował i do liderującej Barcelony traci już 7 punktów. Liga jest praktycznie przegrana, bo Królewscy po prostu nie chcą jej wygrać. Mecz zaczęli kiepsko i już po 5 minutach przegrywali po uderzeniu Cazorli. Zareagowali dobrze, bo chwilę później wyrównał Benzema, a 20 minucie gola na 2-1 strzelił Varane po rzucie wolnym Kroosa. I wtedy Real przestał grać, oddał inicjatywę gospodarzom jakby czekając na wyrównanie. Cała druga połowa to niemrawa gra madrytczyków, akcje przeprowadzane w tempie słonicy w ciąży i zaledwie dwa celne uderzenia, w tym wzorcowo zmarnowana sytuacja sam na sam przez Lucasa „strata” Vázqueza. To musiało się zemścić i gdy Cazorla w 82 minucie trafił dla gospodarzy po raz drugi, było wiadomo, że Real się nie podniesie. Nie ma mentalności zwycięzcy, nie ma wiary, chęci, pomysłu. Solari na konferencji mówił, że jego drużyna ma wielkie chęci na dalsze wygrywanie, że zagra poważny mecz z zaangażowaniem i energią. Kłamał. Nic z tego dzisiaj nie widzieliśmy. Real Solariego miał mieć jaja, tak obiecywał trener gdy objął schedę po Lopeteguim. Dzisiaj jaja pokazali tylko gospodarze. Rok się zmienił, Real pozostał taki sam – wykastrowany i nudny jak flaki z olejem.
Ten mecz dobitnie pokazał, ile jest warte klubowe mistrzostwo świata. Klub z ligi w Emiratach sobie nie poradził i na jego tle madrytczycy wypadli nieźle, ale byle słabeusz z ligi hiszpańskiej odebrał im punkty. Warto dodać, że przed spotkaniem zawodnicy Villarrealu uszanowali mistrza i ustawili Królewskim szpaler (na co rok temu nie było stać Barcelony), ale potem pokazał im miejsce w szeregu. Smutne, ale prawdziwe.