DISTURBED Evolution

Disturbed Evolution recenzjaDISTURBED
Evolution
2018

David Draiman, wokalista zespołu Disturbed jest przekonany, że ich siódma płyta Evolution będzie najlepszą i najważniejszą w całym dorobku grupy. Pokusił się nawet o odważne porównanie: „Gdybym umarł zaraz po po jej publikacji i to oznaczałoby koniec naszej twórczej historii, byłbym zadowolony. Moim zdaniem to nasz Czarny Album.” Niezorientowanym (są tu tacy?) przypomnę, że Czarnym Albumem (z powodu koloru okładki) określa się piątą płytę Metalliki, zdecydowany ukłon w stronę komercji i zarazem największy sukces zespołu. Draiman wiedział, co mówi. Już na poprzednim krążku Immortalized bezkompromisowi Amerykanie umieścili własną wersję ballady The Sound Of Silence, która pasowała tam jak kwiatek do kożucha, ale wydana na singlu stała się wielkim hitem. Dlaczego więc dalej nie podążać tą drogą? Jak pomyśleli, tak zrobili. Na nowej płycie wprawdzie brak coverów, ale są aż trzy ballady oraz jeden czy dwa utwory balladopodobne, co stanowi połowę jej zawartości. W wersji deluxe dodano jeszcze orkiestrowo-akustyczny Uninvited Guest oraz koncertową wersję wspomnianego wyżej coveru duetu Simon & Garfunkel. A co z rockiem?

Właściwie nie powinienem narzekać. Trzy lata temu przeszkadzało mi, że zespół jest do bólu schematyczny, wciąż stosuje ograne patenty, nie ma za grosz kreatywności, a identyczna struktura utworów sprawia, że każdy z nich zapominamy zaraz po wybrzmieniu. Sam sugerowałem odświeżenie formuły i fajnie, że Amerykanie postanowili urozmaicić swoją muzykę, ale wcale nie miałem na myśli przemiany agresywnej rockowej formacji w grający dla dzieciaków zespół softmetalowy z wygładzonym brzmieniem i kierowania kariery w stronę tych, co polubili Brzmienie ciszy. To jest ta tytułowa Ewolucja? Nie mam nic przeciwko balladom, zwłaszcza gdy są tak dobre jak A Reason To Fight – to najlepsza piosenka w zestawie, naprawdę, i słusznie wybrana na drugi singel, ale tu chodzi o proporcje. Nie lubię być zmuszany do zadawania pytania o ilość cukru w cukrze. Ile jest więc prawdziwego Disturbed na nowej płycie grupy? Niewiele, ale jednak trochę zostało. Singlowe Are You ReadyThe Best Ones Lie to klasyczne petardy, ze wszystkimi zaletami i wadami stylistyki zespołu (po minucie wiadomo, co będzie dalej). Jeśli szukacie polotu, to nie ten adres. Ja zwrócę uwagę na inne nagrania – No More (świetne bębny Mike’a Wengrena) i Stronger On Your Own, dwa kapitalne utwory będące zwiastunem czegoś nowego, głównie w zakresie tempa. Na takie zmiany liczyłem, a nie śpiewanie do kotleta.

Evolution nie będzie Czarnym Albumem. Nie ta nośność, nie takie melodie, nie ten kaliber kompozycji. Ballady są, ale za słabe, by pozostawić dobre wrażenie – oczywiście poza tą wspomnianą wyżej, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ukłon w stronę komercji jest u Disturbed bardziej niż oczywisty, z bezbarwnej okładki zniknął nawet rozpoznawalny wizerunek maskotki grupy – czyżby ta była zbyt agresywna i nie pasowała do jej ugrzecznionego oblicza? Wyobrażacie sobie, że Iron Maiden nagle uśmierca Eddie’ego? No właśnie… Mam nieodparte wrażenie, że od sukcesu tego krążka zależy, w którym kierunku podąży David Draiman i spółka. Czy na kolejnej płycie będą już same bezpłciowe ballady, czy raczej mocna porcja hard rocka i powrót do korzeni. Obawiam się tego pierwszego, ale trzymam kciuki za to drugie.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: