CHURCH OF THE COSMIC SKULL Science Fiction

Church Of The Cosmic Skull Science Fiction recenzjaCHURCH OF THE COSMIC SKULL
Science Fiction
2018

Kościół Kosmicznej Czaszki? Co to w ogóle za nazwa dla rockowej kapeli? Może pora się przyzwyczajać, bo ten jedyny swego rodzaju kościół zdobywa coraz więcej wyznawców. Septet z Nottingham działa niedługo, jego pierwszy album pod wielce wymownym tytułem Is Satan Real? ukazał się zaledwie dwa lata temu, a już teraz Brytyjczycy idą za ciosem i publikują następny krążek Science Fiction. Po jego wysłuchaniu śmiem twierdzić, że pod względem melodii jest nawet nieco lepiej niż na debiucie, który wprawdzie oferował kapitalne klimatyczne rockowe granie z elementami musicalu i psychodelii, jakiego z przyjemnością wysłuchają miłośnicy hard rocka lat 70., ale niewiele po tym zostawało w pamięci (może tylko utwór tytułowy i genialny, rozciągnięty do 9 minut Evil In Your Eye). Na Science Fiction jest bardziej konkretnie i przebojowo, bardziej wyraziście, i to jest główna siła tego wydawnictwa, bo cała reszta elementów (soczyste gitary, potężne partie organów, wielogłosy i soulowe żeńskie chórki) pozostała identyczna.

Utwór tytułowy na samym początku wprawia w lekką konsternację – po mocnym wstępie wchodzą musicalowe wokale, a całość ma bardzo chaotyczną konstrukcję. Ale bez obaw – potem jest już tylko lepiej. Go By The River oparte na zadziornym riffie wprowadza słuchacza na właściwe tory. Prosta melodia, zaraźliwy refren, przyjemna gitara w środkowej partii. Następny utwór Revolution Comes With An Act Of Love nieco zwalnia, intryguje ciężkim riffem i urzeka podniosłym klimatem. Szkoda tylko, że zamiast rozwinięcia i mocnego finału wycisza się po 4 minutach. Nienawidzę takich rozwiązań, ale przy krótkich piosenkach to dość częsta praktyka. Tak samo kończy się pachnąca Floydami pościelówa The Others, przepełniona gospelowymi chórami The Cards That You’re Playing z nieco nużącym motywem, czy bardziej dynamiczny (wreszcie!) lecz również monotonny Cold Sweat promujący płytę na singlu. Nie, to nie cover Thin Lizzy, aczkolwiek skojarzenia z grupą Phila Lynotta bardzo tu pasują, głównie ze względu na podobny charakter wokalu głównego pastora „Brata” Billa Fishera (gitarzysta, wokalista, producent i twórca piosenek). Zresztą skojarzeń może być cała masa, bowiem Church Of The Cosmic Skull ciągnie całymi garściami z klasyki lat 70. nie kryjąc fascynacji twórczością Deep Purple, ELO, Fleetwood Mac, Queen, nawet Kansas czy Styx (niektórzy opisują ich jako skrzyżowanie zespołu ABBA z Black Sabbath!). Na wspomnienie zasługują jeszcze najdłuższy w zestawie (zaledwie 6 minut) Paper Aeroplane & Silver Moon, którego atrakcją są mocne, rockowe wstawki instrumentalne rozdzielające spokojny śpiew dwójki wokalistów, i zamykająca album, doskonale znana w Polsce przepiękna ballada The Devil Again z przejmującą solówką gitarową i efektowną partią na organach. To dobry finał płyty sprawiający, że człowiek nabiera ochoty na więcej.

Science Fiction to ładna płyta, chociaż nie ma sabbathowego ciężaru i mocy jedynki, dla mnie ciut za mało tu ognia, nagrań wywołujących dreszcze. Może taki jest właśnie koszt przebojowości i tym samym dotarcia do szerszego grona odbiorców? Większość nowych nagrań jest „radiofriendly” i ma hitowy potencjał (czego najlepszym przykładem utwór The Devil Again, od wielu tygodni okupujący czołowe pozycje Czwartkowego Czartu radia Rockserwis.fm), ale raczej próżno ich szukać poza stricte rockowymi stacjami. Retro rock jest modny, a Kościół Kosmicznej Czaszki ma w tym temacie coraz więcej do powiedzenia. Ja już czekam na kolejną mszę…

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: