Zapowiedzi były wielkie, oczekiwania także, ale w meczu o Superpuchar Europy w Estonii Real, zwycięzca Ligi Mistrzów w pierwszym oficjalnym meczu pod wodzą Julena Lopeteguiego musiał uznać wyższość Atlético, zwycięzcy Ligi Europy. Tym samym Diego Simeone wyrównał stan derbowej rywalizacji w Madrycie – w roli szkoleniowca Rojiblancos to jego 27. mecz z Realem i bilans wynosi 9-9-9. Ale nie to jest ważne – liczy się wynik i sama gra, a ta kibiców Królewskich nie napawa optymizmem. Już w 1. minucie stracili gola i chociaż potem odpowiedział Benzema, a po przerwie z rzutu karnego trafił Ramos, to końcówka wyraźnie należała do Atlético. Wyrównał Costa po fatalnym błędzie Marcelo, a w dogrywce formalności dopełnili Saúl i Koke, znów po szkolnych błędach obrony Realu (Varane’a i Carvajala). A to przecież ta obrona została wzmocniona w okienku transferowym. Forma defensorów niepokoi, ale jeszcze bardziej martwi brak siły rażenia, co akurat fanów Realu nie zaskakuje (bo od dawna domagają się transferów), ale członków zarządu na pewno tak, bo przecież to oni stwierdzili, że po odejściu Ronaldo ataku nie trzeba wzmacniać. Dzisiaj jak na dłoni było widać, co znaczy szarpiący, walczący i skuteczny napastnik – Diego Costa strzelił dwa gole i stale siał zamieszanie w szeregach Los Blancos. Z drugiej strony zagrożenia nie było – Królewscy grali po obwodzie, wymieniali dziesiątki niepotrzebnych podań i nie umieli stworzyć okazji bramkowych. Oblak się mocno wynudził, a Bale i Benzema dali próbkę tego, jakimi będą liderami. Pokazali się z dobrej strony w akcji bramkowej, a poza tym zniknęli. Podobnie jak pomoc powszechnie uznawana za najlepszą na świecie? Poważnie? Chyba tylko nas papierze, bo na boisku brakowało penetrujących podań otwierających drogę do bramki, brakowało gracza, który zagra niekonwencjonalnie, przyspieszy grę, zaryzykuje. Kroos tego nie potrafi, Modrić dalej na wakacjach, Isco najgorszy na boisku… Przed Lopeteguim wiele pracy, ale jeśli takie klepanie to jego pomysł na grę Królewskich, to nie wróży dobrze. Podobnie jak zaniechania transferowe zarządu. Chyba pora zaakceptować fakt, że Real nie jest już galaktyczny i zacząć się przyzwyczajać do porażek…
Gratulacje dla Atlético – strzelić 4 gole Realowi nigdy nie jest łatwo, za kadencji Zinédine’a Zidane’a nie zdarzyło się to nigdy. Wprawdzie dzisiaj Los Blancos sami podarowali gole rywalowi poprzez dziecinne błędy w obronie, ale wynik idzie w świat. Ta detronizacja bardzo boli, to pierwszy przegrany międzynarodowy finał od 18 lat, poprzednie 13 Real wygrał. Boli, że Materace nie grały niczego wielkiego, a na Królewskich to w zupełności wystarczyło, nawet z nawiązką, bo wynik mógł być jeszcze bardziej okazały. Ale Simeone latem dokonał mądrych wzmocnień, a nowi gracze pokazali się z bardzo dobrej strony, wszyscy wiedzieli co robić na boisku, świetnie się ustawiali, zakładali wysoki pressing (podobno Real miał to robić?) zmuszając rywala do prostych błędów. Odwrotnie niż w Realu, bo królewska ławka nikogo dziś nie wystraszy, a zmiennicy nie odwracają losów meczu. Są zbyt słabi. Tak czy inaczej cieszy fakt, że Madryt pozostał piłkarską stolicą Europy.
Na koniec jako ciekawostka kilka komentarzy z sieci:
To co dzieje teraz na boisku, to jest jakiś dramat. Atlético jedzie po nas jak po jakichś ogórkach. Masa błędów i niedokładności, 500 podań i żadnej różnicy, ktoś tutaj dobrze napisał, że za czasów Cristiano to on robił różnicę, a teraz nie ma żadnej indywidualności. Jeśli ktoś nadal myśli, że transfery są nam niepotrzebne, to chyba jest w błędzie. Nikt nie da mam żadnego tytułu za darmo, a walki jakoś tutaj nie widzę. To przykre, ale niestety prawdziwe. Chyba trzeba będzie rozbić ten napompowany balonik i sięgnąć do kieszeni, bo jakoś kiepsko widzę naszą drużynę. Jak dla mnie trzeba pozyskać skrzydłowego za Cristiano, napastnika i jakiegoś porządnego obrońcę, bo na razie to mamy mułowatego Isco, szwajcarski ser na obronie, karła na bramce i napad jak w drużynie seniorów z domu spokojnej starości.
Ale po co to nerwy? Spodziewaliście się czegoś innego? To gratuluję. Z roku na rok osłabialiśmy kadrę, dodatkowo odszedł trener magik, który może nie błyszczał taktycznie, ale piłkarze za niego umierali. Oprócz tego odszedł najlepszy piłkarz w historii klubu, a na dobitkę – nie kupiliśmy nikogo tylko jakichś łebków z brazylijskich pastwisk, a liderem ma być defensywny napastnik i wiecznie połamany sprinter. O trenerze amatorze nie wspomnę. Z pustego to Salomon nawet nie naleje, a tu jakieś zdziwienie w komentarzach widzę…