RAMPAGE Rampage: Dzika furia

Rampage Dzika furia recenzja Dwayne JohnsonRAMPAGE
Rampage: Dzika furia
2018, USA
akcja
reż. Brad Peyton

Tak sobie czasem myślę, że dla letnich blockbusterów należałoby stworzyć osobną kategorię do oceny. To nie są filmy ambitne, budujące portret psychologiczny bohatera, mające skłaniać do głębokich refleksji nad światem czy dyskusji o rolach zagranych przez aktorów. Mają dawać rozrywkę, cieszyć efektami i akcją. Oczywiście można je robić na pewnym poziomie lub równać do najniższych gustów nie zważając na szczegóły (jak w muzyce – można się dobrze bawić przy dobrym popie, albo przy pustym disco polo, co kto lubi). Tu nie oceniamy, jak kto zagrał, tylko jakie były bajery, jak się miały do scenariusza, czy wszystko trzymało się kupy i ogólnie bawiło widza. Reszta to detale dla czepialskich. Sam do nich należę, ale jeśli idę do kina na film o przerośniętych stworach będący adaptacją gry komputerowej, w którym główną rolę gra Dwayne Johnson (The Rock), czołowy mięśniak Hollywood i zarazem ikona przygodowego kina akcji, to dokładnie wiem, czego oczekiwać – totalnej rozwałki z niezniszczalnym bohaterem. I to Dzika furia w pełni oferuje.

Fabuła jest prosta: po kontakcie z mutagenną substancją sympatyczny goryl George, wychowywany w zoo przez prymatologa (specjalistę od ssaków naczelnych) Davisa Okoye (Dwayne Johnson), a wraz nim dwa inne dzikie stworzenia – wilk i krokodyl przybierają monstrualne rozmiary, wpadają w szał i przedzierając się przez USA niszczą wszystko na swej drodze. Gdy rozwścieczone bestie docierają do Chicago, na włosku wisi życie wielu tysięcy ludzi, a do akcji wkracza armia z rozkazem zlikwidowania zagrożenia. Okoye wraz z genetyczką Kate Cadwell (Naomie Harris) stara się znaleźć antidotum i uratować nie tylko miasto przed zagładą, ale też życie ukochanej małpy. Proste, prawda? I tak właśnie ma być, historia jest tu pretekstem do wizualnej uczty, i nawet niepotrzebny wątek zepsutych do szpiku kości ludzi kierujących złą korporacją prowadzącą nielegalne badania genetyczne nie psuje zabawy.

Rampage: Dzika furia spełnia wymogi letniego blockbustera. Akcja jest wartka, efekty specjalne na wysokim poziomie, główny bohater da się lubić (mówię o Johnsonie, ale goryl też niczego sobie, a ich relacja potrafi wzruszyć), do tego całość potraktowano z odpowiednim dystansem. Sporo tu humoru, nie zawsze wybrednego, ale The Rock rzucający one-linerami idealnie pasuje do wymowy obrazu, który przecież trudno brać na serio. Oczywiście przed seansem trzeba wyłączyć mózg i myślenie, bo historia jest naciągana i mało logiczna (powiedziałbym, że ilość głupot jest wprost proporcjonalna do rozmiaru zwierzęcych bohaterów, a finałowa walka zdaje się nie mieć końca), ale w tego typu produkcjach wybaczamy więcej. To luźne kino z absurdalnym scenariuszem i lekkim humorem, które ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Jeśli szukacie prostej, niezobowiązującej rozrywki – bawcie się dobrze. Jeśli czegoś więcej – wybierzcie inny film.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: