W meczu o trzecie miejsce mistrzostw świata stają naprzeciw siebie dwie drużyny, którym uciekł finał i są tym faktem mocno rozczarowane, więc trudno oczekiwać, że będą gryźć trawę walcząc w tzw. małym finale o puchar pocieszenia. W przypadku Anglii i Belgii motywacje były zgoła odmienne. Anglicy sami już niemal okrzyknęli się mistrzami świata, mówili o pucharze „it’s coming home”, tymczasem tak naprawdę nie zagrali na tym turnieju dobrego meczu strzelając gole głównie ze stałych fragmentów. Wygrywali z ogórkami, a gdy już trafili na poważnego rywala (Belgia, Chorwacja), wracali z niczym. Dla nich to trzecie miejsce było sprawą drugorzędną, bo ich wielkie marzenia legły w gruzach. A że były bezpodstawne to inna sprawa. Z kolei Belgowie, najskuteczniejsza i od początku świetnie prezentująca się drużyna, po kapitalnych i bardzo trudnych spotkaniach z Japonią i Brazylią mieli kryzys w półfinale. Z Francją nie grali tego co zwykle i wprawdzie stracili szansę na złoto, ale przecież nigdy w historii nie sięgnęli nawet po brąz. Mieli o co walczyć. Trzecie miejsce byłoby największym sukcesem belgijskiej piłki. I w starciu z Anglią ich lepszą motywację było doskonale widać.
Zaczęło się szybko, bo już w 4 minucie Meunier trafił na 1-0 i chociaż potem niezbyt wiele się działo (głównie za sprawą Anglików, którzy chyba byli na pikniku, a nie na boisku), to Belgowie spokojnie kontrolowali wydarzenia. W przerwie Southgate chyba powiedział parę cierpkich słów, bo w drugiej połowie Kane i spółka przynajmniej coś próbowali. Niestety niewiele mogli poza klepaniem po obwodzie i wrzutkami do nikogo. Rozczarował Kane, król strzelców mundialu (dzięki trzem karnym oraz golom ładowanym Panamie i Tunezji, bo od wtedy nie pokazał nic wielkiego), ale koledzy nie byli lepsi. Tymczasem Belgowie cofnęli i czekali na kontry. Jedną z nich wykorzystał najlepszy dziś Eden Hazard, a pozostałe zmarnowali Lukaku i Mertens. Anglicy mieli jedną szansę, gdy Dier przelobował Courtois, ale wtedy Alderweireld wybił piłkę z linii bramkowej. To tyle emocji, a w zasadzie formalności, bo emocji nie było wiele. Belgia w pełni zasłużyła na trzecie miejsce, zaś Anglicy powinni dziękować Bogu, że ze swoim topornym futbolem w ogóle się załapali do top 4.