Bez Cravajala, Ramosa, Kroosa, Isco i Cristiano Ronaldo udał się Real Madryt na Wyspy Kanaryjskie, by rozegrać mecz z zagrożoną spadkiem drużyną Las Palmas. Rezerwowy skład nie oznaczał, iż madrytczycy nie chcą wygrać, ale przed wtorkowym meczem Ligi Mistrzów z Juventusem Zidane dał odpocząć kilku podstawowym zawodnikom. Ich zastępcy spisali się bardzo dobrze, wygrali 3-0 po meczu, w którym bramek powinno być co najmniej dwa razy tyle. Gdyby na boisku był Cristiano, pewnie zakończyłby spotkanie z hat-trickiem, ale jego koledzy seryjnie marnowali znakomite okazje. Nie przeszkodziło im to wygrać bez wielkiego nakładu sił i teraz spokojnie czekać na wyjazd do Turynu.
Podopieczni Paco Jémeza zaczęli w swoim stylu – wysoko naciskali, nie pozwalali Królewskim rozgrywać, i tylko pod bramką Navasa się gubili. Oddali dwa niezłe strzały, a potem do głosu doszedł Real. W 23 minucie świetną okazję miał Asensio, ale jego strzał wybronił Chichizola. Chwilę później Bale już nie dał szans bramkarzowi wykorzystując świetne dogranie Modricia. W 39 minucie po faulu na Lucasie Benzema wykorzystał rzut karny i zrobiło się 2-0. Tym samym Francuz uświetnił swój 400. występ w barwach Los Blancos, chociaż raczej nie zaliczy go do udanych. W 67 minucie zmarnował znakomitą okazję na gola, potem zepsuł świetną kontrę, wreszcie znów nie trafił w idealnej sytuacji. Ale w tym sezonie to już nikogo nie dziwi. Zaraz po przerwie Bale dołożył kolejną bramkę z drugiego już rzutu karnego i ustalił wynik meczu. Okazji na podwyższenie było co niemiara, jednak nieporadność madrytczyków w ataku była zatrważająca. Wprawdzie wykonali zadanie i przywieźli trzy punkty, ale przez swą nonszalancję zostawili poczucie niedosytu. Oby w Turynie zagrali na poważnie.