MOTORPSYCHO The Tower

Motorpsycho Tower recenzjaMOTORPSYCHO
The Tower
2017

Podwójny album to dzisiaj rzadkość. Trzeba mieć naprawdę wiele do przekazania, by odważyć się wydać półtorej godziny muzyki bez obawy zanudzenia słuchacza. Ale skandynawscy weterani psychodelicznego rocka z Motorpsycho przyzwyczaili nas, że ich kompozycje do krótkich nie należą i muszą należycie wybrzmieć. Na najnowszym wydawnictwie The Tower udało się to znakomicie. Osiem długich utworów (w tym dwa 15-minutowe) plus dwie akustyczne miniaturki pozwalające zaczerpnąć oddech. I ani chwili nudy. Zacznijmy od tego, że w 2016 roku Norwegowie wydali muzykę zaskakującą i absolutnie piękną. Krążek Here Be Monsters był stonowany, spokojny, niemalże pozbawiony charakterystycznych dla zespołu dźwiękowych szaleństw i rockowych odjazdów. Na The Tower wszystko wróciło na swoje miejsce, ale zostały dobre melodie, i ta mieszanka sprawdza się wybornie. Jednak ludziom nieobeznanym z twórczością Motorpsycho ciężko będzie to zdzierżyć.

Najlepszym testerem jest tytułowy utwór. The Tower otwiera wydawnictwo i pokrótce pokazuje, czego oczekiwać dalej. Delikatny wstęp i nagle bum – czy to cover King Crimson i ich słynnego 21st Century Schizoid Man? Niby nie, ale potężny riff może zmylić. Nagranie rozwija się bardzo podobnie – po części wokalnej mamy kilkuminutową awangardę ze zmianami tempa i szalejącą sekcją oraz stonowanym finałem na uspokojenie nastroju. Jak Wam się nie podobało, nawet nie brnijcie dalej, bo dokładnie tak gra trio z Trondheim. Raz dynamicznie (Bartok Of The Universe) lub… bardziej dynamicznie i przebojowo (słuchając A.S.F.E. nie mogę uciec od skojarzeń z Paranoid), innym razem spokojnie, jak w Intrepid Explorer, ale to tylko zmyłka, bo nagranie się rozkręca i w siódmej-ósmej minucie naprawdę daje czadu. A prawdziwym rodzynkiem z pierwszej płyty albumu jest kończąca go melodyjna kompozycja In Every Dream Home (There’s A Dream Of Something Else), najciekawsza w zestawie, ozdobiona partiami fletu (gościnnie gra Alain Johannes, który miał być producentem, ale ostatecznie pojawił się na albumie jako gitarzysta i flecista w czterech utworach). Drugi krążek to przede wszystkim dwie długie suity – bardziej stonowana Pacific Sonata, która po akustycznej, wręcz folkowej części rozpędza się w mocniejszym finale; oraz potężny, lekko mroczny Ship Of Fools, gdzie panowie idą na całość, zmieniając klimat, rozwijając melodię, hipnotyzując rytmem. To już prog rock najwyższej próby. Podobnie jak cały album.

Próbując wystawić ostateczną notę jestem trochę w kropce. Miło wspominam Here Be Monsters, zbyt dużo z tamtej płyty pamiętam i obawiam się, że nowy album tyle po sobie nie zostawi. Przez Polskę, a już na pewno przez popularne rozgłośnie radiowe, przejdzie zupełnie niezauważony. Ale z drugiej strony, skoro nie nudzi przez 85 minut muzyką mimo wszystko dość monotonną z założenia, to może jednak zasługuje na podobną ocenę jak poprzednik.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Komentarze do: “MOTORPSYCHO The Tower

  • bizon

    (16 stycznia 2018 - 15:35)

    no halo, jak niezauważony, jak my w rockserwisie gramy na okrągło i w 20 ulubionych płyt roku w głosowaniu był 😛

  • Sławor

    (16 stycznia 2018 - 16:05)

    Zgoda, ale rockserwis.fm to radio wyjątkowe w Polsce, promujące rocka najwyższej próby. Taki rodzynek w cieście. A gdzie reszta? Kto jeszcze regularnie gra Motorpsycho? O tym pisałem. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: