Zidane na skraju

Zidane Real Madryt kryzysZinédine Zidane. Piłkarz legenda. Trener nowicjusz z największymi w Realu sukcesami od lat. Elegancki, grzeczny, zarazem skromny i wyciszony, o introwertycznej osobowości. Trudno go nie lubić. Nawet gdy gada głupoty i zanudza na konferencjach pustymi frazesami. Trudno go nie doceniać. Nawet gdy uparcie faworyzuje swego rodaka i lekceważy problemy. Ale w Madrycie cierpliwość nie istnieje. Ważne jest to co teraz i wszystko musi być już, a każda porażka urasta do rangi kryzysu i wielkiego problemu. Los Blancos mają swoje ambicje, jak przystało na najlepszy na świecie, do tego „królewski” klub. Nie po to sprowadzono topowe gwiazdy i latami budowano drużynę za wielkie pieniądze, by patrzeć, jak Barcelona sprząta sprzed nosa kolejne trofea. Apetyty wzrosły zwłaszcza teraz, gdy obroniono Ligę Mistrzów, gdy Zidane w półtora roku wygrał 7 pucharów. W kontekście tego trudno zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować to, jak brzydko ostatnio gra Real i jak mizerne wyniki osiąga. 8 punktów straty do rozpędzonej Barcelony? Liga poddana już w październiku? Zaledwie dwa miesiące po fantastycznych meczach, gdy Królewscy rozbili Katalończyków 5-1 w dwumeczu o Superpuchar? Co więc jest grane? Co się stało z ta drużyną? Czy Zidane nadal panuje nad sytuacją? Jego wypowiedzi z konferencji prasowych raczej dowodzą, że stracił kontakt z rzeczywistością, że nie dostrzega problemu – a skoro tak, to nie ma szans go wyeliminować. Podobną postawę prezentował dwa lata temu jego nauczyciel Carlo Ancelotti, zanim z hukiem wyleciał z posady. Też nie przyjmował krytyki, też zaklinał rzeczywistość, udawał że jest dobrze i niczego nie zmieniał. Sezon zakończył z niczym. Na tej samej drodze jest Zizou…

Jestem daleki od pisania, że sezon się skończył, że nie ma szans na tytuły – na obronę mistrzostwa, wygranie Ligi Mistrzów czy Pucharu Króla. To pierwsze będzie bardzo trudne, bo tu trzeba regularności, jakiej Realowi od lat brakuje, ale droga wciąż otwarta. Najpierw jednak zawodnicy muszą sporo poprawić, i to nie tylko w swojej grze. Przede wszystkim zmienić podejście. Przestać na boisku odrabiać pańszczyznę, odzyskać radość z gry, bo teraz wygląda, jakby robili to za karę. Na boisku widzimy zmęczonych życiem milionerów, którym szkoda fatygi na odrobinę wysiłku, by swą grą zadowolić kibiców, by zrobić coś ponad minimum. Czasem nawet tego minimum brak. Widzimy wypalone gwiazdy z jednym pomysłem na grę, który już od dawna nie skutkuje. Rok temu Zidane’a ratowała ławka rezerwowych, ale trener pozwolił najlepszym odejść nie kupując nikogo w zamian. Teraz nie ma większego znaczenia, czy wystąpi pierwszy czy drugi skład – oba grają koszmarnie źle, bez zaangażowania, bez pomysłu, bez wiary. Drużyna A przegrywa na stojąco z biegającym beniaminkiem, drużyna B potrzebuje karnego, by coś strzelić trzecioligowcowi. Wyśmiewany za transfer z Chin Paulinho w Barcelonie ma lepsze statystyki od Ronaldo mimo rozegrania mniejszej ilości minut. To jest kompromitacja. Najlepszy piłkarz świata najgorszy w swojej drużynie? Człowiek, który powinien być rezerwowym, pierwszym napastnikiem? Nagle niemal wszyscy są bez formy, czy to tylko źle dobrana taktyka i brak trzeźwej oceny szkoleniowca? Zidane też jest bez formy, skoro ciągle wprowadza z ławki bezużytecznego Lucasa, a jedynego obok Benzemy napastnika sadza na trybunach. Marnuje potencjał Ceballosa i Llorente, którzy w przeciwieństwie do Kroosa czy Casemiro potrafią czasem zagrać niekonwencjonalnie. Zidane nie umie wymóc zaangażowania, nie potrafi odpowiednio zmotywować piłkarzy, którzy przecież go tak bardzo szanują. A jednak na boisku nie chcą za niego umierać. Z drugiej strony po co mają walczyć do ostatniego tchu, skoro trener jest zadowolony z byle czego. Skoro chwali „zawartość meczu” po podwórkowej kopaninie. Skoro mówi, że wszystko jest w porządku, a 8 punktów straty w październiku to tyle co nic. Gdy szef nie ciśnie pracowników, to jak ma być poprawa?

Nastawienie – to jest słowo klucz, nie skład osobowy. Real ma zdolnych piłkarzy, którzy potrafią świetnie grać, ale muszą chcieć. Wszyscy muszą zrozumieć, że jednak trzeba się trochę wysilić, pobiegać, zastosować pressing, czasem zagrać z klepki i to do przodu, a nie tylko w bok i do tyłu, wykazać się inteligencją, zaryzykować. Dopóki trener nie będzie tego wymagał, nie obejrzymy dobrej gry. Wypalone gwiazdeczki muszą się wziąć do roboty, a tego nie lubią. Trener Girony powiedział „Oni nie są drużyną, która jest przyzwyczajona do wkładania dużego wysiłku w mecz”. Nic dodać, nic ująć.

„Koszulka Realu Madryt jest biała. Można ją splamić błotem, potem, a nawet krwią, ale nigdy hańbą” – te słowa Santiago Bernabéu są dziś aktualne jak nigdy wcześniej. Póki co nic nie jest jeszcze stracone, ale drużyna musi pokazać charakter. Ambicję. Głód wygranych. Piłkarze muszą udowodnić, że są godni noszenia królewskiej koszulki, że nie pohańbią jej swoim zaniechaniem. Dobry wujek Zidane musi wreszcie tupnąć nogą i zacząć wymagać. Bez tego nic się nie poprawi, a Francuz skończy jak jego włoski mentor. Jest na skraju przepaści. Przed Realem teraz same finały. Nie wolno odpuścić ani jednego. Wszystkie trzeba wygrać. Zaczynając od jutrzejszego starcia na Wembley…

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: