GET OUT
Uciekaj!
2017, USA
thriller
reż. Jordan Peele
Pozornie historia jakich wiele – czarnoskóry chłopak (Daniel Kaluuya) od kilku miesięcy zakochany w białej dziewczynie (Allison Williams) jedzie poznać jej rodziców. Chris obawia się odrzucenia ze względu na kolor skóry, lecz chociaż w wielkiej posiadłości pracuje dwójka czarnych (w Ameryce mówi się „Afroamerykanów”, ale w Polsce możemy rzeczy nazywać po imieniu), państwo Armitage wydają się bardzo wyzwoleni i tolerancyjni. Wobec wybrańca Rose są wręcz przesadnie uprzejmi, a w ich postępowaniu trudno doszukać się cech rasizmu. Widać jednak, że coś tu nie gra, że gosposia i ogrodnik zachowują się dziwacznie, atmosfera jest duszna, a dodatkowo zagęszcza się po przybyciu osobliwych gości. Od tego momentu wydarzenia przybierają coraz bardziej zaskakujący obrót, a wyprowadzony z równowagi młody chłopak szybko zrozumie, że czas brać nogi za pas. Ale w domostwie na odludziu to wcale nie takie proste zadanie. Zwłaszcza, gdy szalona rodzinka ma własne plany dla przyszłego zięcia…
Debiutujący w roli reżysera Jordan Peele zafundował widzowi nietuzinkowy thriller, w którym można odnaleźć wiele elementów klasycznego kina grozy jak wszechobecny klimat niepokoju czy umiejętne stopniowanie napięcia. Jeśli do tego dodać całkiem intrygujący scenariusz, udane dialogi, dobrze zarysowane postacie i przyzwoitą grę aktorską, a nawet dość racjonalne zachowania bohatera w obliczu zagrożenia (to rzadkość w tego typu produkcjach), otrzymujemy przepis na całkiem udany film. Reżyser nie straszy typowymi jump scare’ami i oklepanymi chwytami, lecz niepokoi sugestią, że coś tu wyraźnie nie gra, że wydarzenia, ludzie i zachowania nie są takimi, jak je pokazano. Tym samym zmusza widza do myślenia, odwołuje się do jego inteligencji, pobudza wyobraźnię, a przecież najbardziej boimy się nie tego, co widać, ale obrazów, jakie podsuwa nam umysł. To strach przed nieznanym jeży włosy na głowie. Niejako przy okazji poruszono temat rasizmu, ale ten stanowi bardziej satyrę na współczesne amerykańskie społeczeństwo, jego stereotypy i lęki, niż problem jako taki. Nowojorski twórca niejednokrotnie puszcza do nas oko, żartuje, zahacza o groteskę, rozładowuje gęstą atmosferę panującą w rezydencji państwa Armitage. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie całkowicie zepsuty finał tej ciekawej opowieści. Nawet niemrawy początek nie irytuje tak jak odarte z tajemnicy, podane na tacy rozwiązanie rodem z hollywoodzkiego kina klasy B. Po co więc Peele tak misternie budował klimat i aurę tajemniczości, konsekwentnie bawił się konwencją, skoro na koniec zadrwił z widza? Nie zmienia to faktu, że i tak wyszło mu całkiem smaczne danie. Nie idealne, ale jakże świeże na tle masowo produkowanych schematycznych, krwawych straszaków.
Uciekaj! po raz n-ty udowadnia, że aby nakręcić dobry film nie trzeba wielkich pieniędzy ani znanych nazwisk – wystarczy pomysł i odpowiednie wykonanie. Jordan Peele pomysł miał i za niecałe 5 mln dolarów dostarczył ludziom przyzwoitą i zarazem ambitną rozrywkę, a wytwórni załatwił kilkudziesięciokrotne przebicie. Brawo on!