HITMAN’S BODYGUARD
Bodyguard zawodowiec
2017, USA
komedia sensacyjna
reż. Patrick Hughes
Zawsze mam problem z gatunkiem o nazwie komedia sensacyjna. Fabuła jest na ogół tak naiwna i przegięta, że nie można tego w pełni akceptować, bo wszystko jest niby robione na poważnie, ale w sposób irytująco niedorzeczny – bo to w końcu także komedia. Właśnie te nieprzystające do sytuacji zabawne elementy uniemożliwiają wczuwanie się w skórę bohaterów i przejmowanie się ich losem. Innymi słowy – ani nie obejrzę dobrej akcji, ani się specjalnie nie ubawię. Ale mimo to mogę miło spędzić czas, jak przy filmie Patricka Hughesa Bodyguard zawodowiec. Owszem, trzeba tu mocno przymrużyć oko, albo je nawet chwilami zamknąć (wygląda to wręcz na pastisz kina akcji), lecz twórcy mają kilka asów w rękawie. Od znakomitej obsady (Ryan Reynolds, Gary Oldman, Samuel L. Jackson, Salma Hayek – ta ostatnia dwójka daje prawdziwy koncert), przez nienaganne tempo opowieści, aż po liczne elementy klasycznego buddy movie. Pamiętacie takie hity jak Zabójcza broń, Gliniarz z Beverly Hills, Bad Boys, Faceci w czerni, czy z nowszych Agent i pół lub 21 Jump Street? Filmy oparte na skojarzeniu dwóch postaci o odmiennych osobowościach, którzy uzupełniają się i współpracują w słusznej sprawie. Nie zawsze chętnie, lecz zawsze skutecznie. To zderzenie charakterów zwykle prowadzi do zabawnych sytuacji, i dokładnie tak jest w omawianej produkcji.
Fabuła jest prosta jak drut – oto światowej klasy ochroniarz Michael Bryce (Ryan Reynolds), który przez jeden poważny błąd stracił miano niezawodnego, musi przetransportować byłego płatnego zabójcę Dariusa Kincaida (Samuel L. Jackson) do Hagi, gdzie ten ma zeznawać jako świadek przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w procesie białoruskiego ludobójcy Vladislava Dukhovicha (Gary Oldman). Bez jego świadectwa zbrodniarz wyjdzie wolny, ich tropem rusza więc cała armia zatrudnionych przez dyktatora zbirów. Tymczasem obaj panowie jawnie się nienawidzą i niczego sobie nie ułatwiają – nie dość, że to właśnie Kincaid jest przyczyną zawodowej porażki Bryce’a, to na dodatek wesoły i wiecznie żartujący przestępca udziela porad miłosnych zgorzkniałemu i poważnemu ochroniarzowi, jego ironiczne i złośliwe uwagi przelewają czarę goryczy. Co z tego galimatiasu wyniknie – trzeba iść i zobaczyć. Wielkich zaskoczeń nie będzie – przewidywalność to wspomniana na początku recenzji wada filmów z elementami komedii, w których happy end jest obowiązkowy, a droga do niego jest kręta i usłana absurdami. To jednak nie przeszkadza czerpać frajdy z seansu. Oczywiście pod warunkiem zaakceptowania tej formuły. Nie szukajcie tu sensu i wiarygodności. Szukajcie zabawy.
Banana na twarzy zapewnia nie tyle dwójka głównych bohaterów, co sam Samuel L. Jackson. Gada non stop, klnie jak szewc, ilością „motherfuckerów” mógłby obdzielić kilka filmów, ale nie tylko to – jego rola i styl grania bardzo przypomina Julesa ze słynnego Pulp Fiction. Ważne są świetne dialogi (brawo za polskie tłumaczenie Martyny Łukomskiej obfitujące w ostre rodzime powiedzonka), wartka akcja, dobre efekty specjalne (mocne demolki w Amsterdamie, Coventry, Manchesterze i Hadze) i niezła reżyseria, ale to w dużej mierze Jackson robi ten film, ożywia go, nadaje mu kolor. Po prostu rozwala system. Reynolds jest zbyt wyciszony (taki musi być na zasadzie przeciwieństwa) i nie do końca wykorzystany, podobnie Oldman. Nadrabia to z nawiązką Salma Hayek, siedząca w więzieniu (a jakże!) seksowna żona Dariusa, która na ekranie pojawia się rzadko, lecz za każdym razem skrada show. Jej ognisty temperament i zestaw latynoskich przekleństw to mieszkanka iście wybuchowa, podobnie jak historia ich balansującego pomiędzy nienawiścią a miłością związku. Część sentymentalna jest tu zbyt rozbudowana, lecz stanowi dobry pretekst do przypomnienia starych romantycznych hitów lat 80. (Lionel Richie, Foreigner). Idealne uzupełnienie obrazu stylizowanego na tamte czasy. Bodyguard zawodowiec to udany hołd dla filmów z ery kaset VHS, który powinien zadowolić nawet tych wybrednych widzów wiecznie szukających dziury w całym. Dziury są, humor często niezbyt wyszukany, ale zabawa przednia.
Komentarze do: “HITMAN’S BODYGUARD Bodyguard zawodowiec”-
Radosław
(28 września 2017 - 19:52)„(wygląda to wręcz na pastisz kina akcji)” – moim zdaniem to jest pastisz kina akcji. „Bodyguard” nie traktuje się poważnie i nie udaje, że tu chodzi o coś więcej niż oldskulową rozpierduchę. Ja się świetnie bawiłem, choć nie ma tu niczego oryginalnego. Ale nie o to tu chodzi.