IT COMES AT NIGHT
To przychodzi po zmroku
2017, USA
horror, dramat psychologiczny
reż. Trey Edward Shults
Postapokaliptyczna wizja niedalekiej przyszłości. Ziemia zarażona nieznanym wirusem, ludność zdziesiątkowana, zagrożenie jest stale wyczuwalne, wręcz namacalne, lecz nic więcej o nim nie wiemy. Obserwujemy życie trzyosobowej rodziny w odizolowanej od świata leśnej chatce, dzień w dzień te same czynności wykonywane według surowych zasad, które pozwalają przetrwać. To wszystko ulega modyfikacji, gdy do ich drzwi zapuka inna rodzina szukająca schronienia. Co zwycięży – zrozumiały w sytuacjach kryzysowych egoizm i strach przed nieznanym czy odruch solidarności z drugim człowiekiem? Na te i podobne pytania stara się odpowiedzieć w swoim filmie niszowy reżyser Trey Edward Shults.
Wysokie noty krytyków i słabe opinie widzów – jakże często te dwa światy nie nadają na tej samej fali. Kto ma rację? Każdy. To sprawa indywidualna, kwestia oczekiwań i ich spełnienia przez twórców. Zaklasyfikowany jako horror i poprzedzony wiele obiecującym w tym aspekcie, mrożącym krew w żyłach trailerem obraz Shultsa To przychodzi po zmroku jest bardzo dobrym przykładem. Nastawiłem się na klimatyczny straszak, dostałem statyczny dramat psychologiczny. Nawet gdyby był najlepszym filmem pod słońcem, rozczarowanie było nieuniknione po tak nieudolnej i mylącej kampanii reklamowej. Czy przez to film jest słaby? Nic podobnego. To po prostu film dla innego widza, ambitne kino niezależne z głębokimi portretami psychologicznymi bohaterów, analizą zachowań ludzkich w obliczu zagrożenia, umiejętnie budowanym nastrojem paranoi i grozy oraz całą masą różnego rodzaju niedopowiedzeń, które mają prawo zmęczyć nieprzyzwyczajonego widza. Do mnie ten przekaz nie trafił. Nie ma tu niczego nowego o ludzkiej naturze, żadnej zaskakującej treści, tego typu refleksje nad przesuwaniem priorytetów i wyzbyciem się części człowieczeństwa wobec chęci przetrwania za wszelką cenę były poruszane wiele razy. Shults nie zrobił tego ani lepiej, ani gorzej. Zrobił to jednak całkiem poprawnie. Jeśli ktoś szuka zaskakujących zwrotów akcji czy przerażających scen, nic takiego tu nie dostanie. Może poza samym początkiem, który robi wrażenie. Potem jednak nie dzieje się nic, a gdy mamy nadzieję na rozwinięcie fabuły i mocny finał, znienacka pojawiają się napisy końcowe. To tyle? Ano tyle.
Film To przychodzi po zmroku obroni się jako ponury, nakręcony przy pomocy minimalistycznych środków dramat psychologiczny, który powoli buduje napięcie i straszy niedomówieniami, a skupia się głównie na pełnych podejrzliwości relacjach międzyludzkich. Tylko gdyby go w ten sposób reklamowano, kto by poszedł do kina? Sprzedano więc widzom zapowiedź mrocznego horroru i stąd wielkie rozgoryczenie po seansie. Przynajmniej ja tak to odebrałem (a nie lubię przed seansem czytać opinii na forum) i wynudziłem się nieprzeciętnie. Nie polecam.