Real Madryt udanie rozpoczął swoją przygodę z Ligą Mistrzów pokonując APOEL 3-0. Dwa gole strzelił Cristiano Ronaldo, trzeciego dołożył Ramos. I na tym można by zakończyć, ale przecież cała otoczka meczu jest równie ważna jak samo spotkanie. Po zdobyciu dwóch Superpucharów królewska maszyna wyraźnie się zacięła. Po dwóch ligowych remisach madrytczycy znaleźli się jeśli nie w kryzysie, to na pewno w mało komfortowej sytuacji. Trzy czerwone kartki dla kapitanów, słaba skuteczność napastników, brak formy skrzydłowych – to wszystko nie wróży dobrze na początku sezonu. Dzisiaj jednak startowała Liga Mistrzów, ulubione rozgrywki Realu, i do tego Zidane mógł skorzystać z zawieszonych w La Liga Marcelo i Ronaldo. Cieszy zwłaszcza powrót Portugalczyka, bo bez niego w ataku Blanocs panuje totalna mizeria. I nie trzeba było długo czekać na potwierdzenie tych słów – w 12 minucie Bale idealnie obsłużył kolegę i Cristiano trafił na 1-0. Niestety, był to jedyny celny strzał niemrawego Realu w pierwszej połowie. Nie tego oczekiwało Bernabéu.
Po zmianie stron było już trochę lepiej, choć także bez fajerwerków. W 51 minucie Ronaldo trafił na 2-0 z rzutu karnego po zagraniu ręką jednego z Cypryjczyków, a 10 minut później bramkę meczu przewrotką zdobył Ramos. I właściwie na tym dobra gra się skończyła. Real dalej w pełni dominował na wydarzeniami lecz nie sprawiał wrażenia, że bardzo chce zdobyć kolejne gole. Dwa wprawdzie padły, lecz oba ze spalonych, poza tym Waterman w bramce rywali nie miał zbyt wiele pracy. Navas nie miał jej w ogóle. Królewscy chyba byli już myślami na Anoeta, gdzie w niedzielę walczą o ligę z dużo trudniejszym przeciwnikiem. Powinni mieć sporo sił, bo dzisiaj się nie przemęczali. Zrobili swoje, lecz błysku nadal brakuje.