EXTORTION
Ocean desperacji
2017, USA
dramat, thriller
reż. Phil Volken
Historia stara jak świat – młody lekarz z żoną i kilkuletnim synem spędza urlop na Karaibach. Początkowo jest jak w bajce, ale wiemy, że zaraz coś się wydarzy i zburzy tę sielankę. Kevin wynajmuje łódkę (Kevin sam w łodzi?) i zabiera rodzinę w beztroski rejs. Spędzają chwilę na jednej z setek okolicznych malutkich wysepek. Problem powstaje, gdy silnik nie chce zapalić i rozbitkowie zostają bez wody i bez jedzenia na rajskiej plaży z dala od uczęszczanych szlaków. Po dwóch dniach skrajnie wycieńczoną rodzinę w dryfującej łodzi odnajduje lokalny rybak (Barkhad Abdi nominowany do Oscara i uhonorowany nagrodą BAFTA za rolę porywacza w Kapitanie Phillipsie), jednak za pomoc żąda miliona dolarów. Szantażysta odpływa z Kevinem na ląd, by sfinalizować transakcję. Niestety, to dopiero początek kłopotów…
Co potrzeba, by niskobudżetowy film nieznanego reżysera był w stanie zaintrygować widza i zostawić po sobie całkiem dobre wrażenie? Musi być w miarę spójny i logiczny (czytaj: ilość absurdów w granicach normy) oraz trzymać w napięciu aż do samego końca. Z tego zadania Ocean desperacji Phila Volkena wywiązuje się znakomicie. Znacznie lepiej niż polscy tłumacze, którzy znów poprawili twórcę wymyślając własny tytuł. Extortion to wymuszenie, szantaż, wyłudzenie, a nie żaden „ocean desperacji”. Oczywiście to desperacja głównego bohatera napędza fabułę, imponuje jego poświęcenie, determinacja w walce o przetrwanie i uratowanie rodziny. Sama historia, jak pisałem we wstępie, jest przewidywalna, ale nawet jeśli domyślamy się zakończenia (to zarzut do większości filmów), liczy się, w jaki sposób twórca nas do niego prowadzi, a tu trudno narzekać. Jest wiarygodne zawiązanie fabuły i konsekwentne stopniowanie napięcia, są nadspodziewanie liczne i zaskakujące zwroty akcji (po jednym znajomi aż podskoczyli z wrażenia), jest niezła gra aktorska (zwłaszcza Eion Bailey jako Kevin – gra poprawnie, aczkolwiek wcale nie wygląda na desperata po przejściach), do tego świetne zdjęcia i niezły klimat. Całkiem nieźle jak na kino klasy B. Ocean desperacji to naprawdę solidny, dobrze zrealizowany dramat sensacyjny, niezależnie od kilku naciąganych momentów i trochę rozczarowującej końcówki. Warto dodać, że poniekąd to one man show – Phil Volken jest tu scenarzystą, reżyserem i montażystą, a może nawet kimś jeszcze. Do historii kina nie przejdzie, ale wykonał dobrą robotę.