PROCOL HARUM
Novum
2017
Wśród zespołów, które się ustawiły jednym utworem, zaszczytne pierwsze miejsce dałbym z pewnością Procol Harum. Każdy kojarzy A Whiter Shade Of Pale, ich wielki hit z 1967 roku. Mało kto wymieni ich inne piosenki. A przez 50 lat istnienia nagrali ich naprawdę sporo, i to kilka całkiem zgrabnych. Jednak żadna nawet nie umywała się do Bielszego odcienia bieli, i tak już pozostanie. Powiedzenie, że grupa ma się dobrze i wciąż działa byłoby sporym nadużyciem. Po zawieszeniu działalności (1977) i reaktywacji (1991) Gary Brooker i spółka wydali raptem… dwa albumy (The Prodigal Stranger, 1991 i The Well?s On Fire, 2003). Przez 40 lat! I można by było postawić na nich krzyżyk, gdyby nie zacny jubileusz. „W związku z 50-leciem potrzebowaliśmy czegoś wyjątkowego, dlatego powstała nowa płyta z premierowymi utworami. Wierzę, że to będzie jeden z najlepszych albumów Procol Harum w historii”, mówi wokalista i współzałożyciel grupy, 71-letni Gary Brooker. Co mogę dodać? Facet ma rację, ale nie do końca…
Novum to dość celny tytuł płyty, która oczywiście nie stanowi żadnego novum od strony muzycznej. To kolejna porcja klasycznej, spokojnej, całkiem ładnej muzyki, jakże typowej dla zespołu, o której bardzo szybko zapomnimy. Coś dla nielicznej grupy fanów, bo poza nimi mało kogo to poruszy, podobnie zresztą jak większość poprzednich wydawnictw. Procol Harum miewał fajne piosenki, ale płyty całościowo były przeciętne. Novum jest świeża, długo wyczekiwana, więc na fali wspomnień można ją uznać za jedną z lepszych. Szału nie ma, wstydu też nie. Grupa gra swoje, robi to całkiem poprawnie, a głos Brookera nadal ma tę magię co kiedyś, więc nie warto narzekać. To porównywanie z albumami sprzed ponad 40 lat też nie ma sensu, bo inne czasy, inne potrzeby, inna wrażliwość. Poza tym wtedy też Procol Harum świata nie zawojował – poza jedną piosenką.
Przyznam, że mimo braku utworów, które warto zapamiętać (nie oczekiwałem fajerwerków), jestem miło zaskoczony tym, co usłyszałem. Spodziewałem się emeryckich ballad z fortepianem (jest taka na końcu, przepiękna – Somewhen), a dostałem kilka niezłych bluesrockowych kompozycji. Już na starcie przyjemnie buja opatrzona chwytliwym refrenem I Told On You, zaś taki Image Of The Beast z drapieżnym riffem, klimatycznymi klawiszami i staromodnymi organami zaskakuje znakomitą, przebojową melodią. Jeszcze więcej dynamizmu ma 7-minutowy, może mniej radiowy lecz równie atrakcyjny Can?t Say That. Ktoś powie, że Procol Harum nie słynie z ostrych, bluesowych kawałków, i tu pełna zgoda. Ja się cieszę z tych dwóch nagrań, bo wypadają lepiej niż mdłe ballady jak Soldier czy Don?t Get Caught (tu tylko wyraźnie nawiązująca do przeszłości The Only One jako tako się wybroni, i może jeszcze nostalgicznie brzmiąca Sunday Morning – coś w stylu A Salty Dog, ale poziom niżej), albo pastiszowy, do bólu przeciętny Neighbour. Taki jest i taki zawsze był Procol Harum – niezłe utwory rockowe przeplatał bezbarwnymi piosenkami. Novum czasem irytuje i nudzi, chwilami wzrusza i zachwyca lub daje niezłego czadu jak na starych weteranów przystało. Ten album właśnie taki miał być – umiejętnie przywołuje ducha starych nagrań i stanowi miły prezent na jubileusz 50-lecia istnienia zespołu. Jeśli będzie ostatnim elementem dyskografii, to we właściwy sposób zamknie jego historię.
Jesienią w ramach trasy promującej Novum Procol Harum odwiedzi Polskę i zagra dwa koncerty: 13 października w szczecińskiej Arenie oraz 15 października w katowickim Spodku. Warto tam być, to być może ostatnia okazja, by ich zobaczyć.