Tradycyjnie pora na krótkie podsumowanie sezonu w 5 najważniejszych piłkarskich europejskich ligach i naszej skromnej Ekstraklasie, która w tym roku zapewniła spore emocje i walkę do samego końca o najważniejsze rozstrzygnięcie. Jak zwykle oferuję kilka słów komentarza o tym, co się działo i jak przebiegała rywalizacja w najważniejszych piłkarsko krajach – Hiszpanii, Anglii, Niemczech, Włoszech, Francji, i z oczywistych powodów także w Polsce. Ale idźmy po kolei, według rangi i znaczenia poszczególnych lig w Europie, a tu od kilku lat rządzi Hiszpania i nic nie wskazuje, by to się miało zmienić.
HISZPANIA La Liga
Mistrz: Real, 93 pkt., bramki 106-41, trener Zinédine Zidane
Puchar: Barcelona – Alaves 3-1, trener Luis Enrique
Król strzelców: Leo Messi (Barcelona) – 37 goli
W Hiszpanii nic nowego – od dekady walka o mistrzostwo rozgrywa się między Realem a Barceloną, z jednym wyjątkiem 2 lata temu, gdy wygrało madryckie Atlético pod wodzą Diego Simeone. Rojiblancos na dłuższą metę nie dotrzymują kroku silniejszym rywalom, są jednak na tyle mocni, by mieć pewne 3. miejsce, i tak właśnie było w tym sezonie, który skończyli ze stratą 15 punktów do lidera. Długo okupowała je Sevilla pod wodzą Sampaoliego, lecz na finiszu osłabła i z 72 punktami zajęła 4. miejsce. A dwaj giganci hiszpańskiego futbolu cały czas wymieniali ciosy. Podczas gdy Barcelona głupio gubiła punkty (m.in. u siebie z beniaminkiem Deportivo Alavés), Real regularnie je gromadził. Wyrównał rekord 16 kolejnych wygranych meczów ligowych, potem przebił osiągnięcie Blaugrany osiągając 40 spotkań bez porażki (we wszystkich rozgrywkach) i w tabeli zachowywał kilkupunktową przewagę nad rywalem. Potem przyszła tradycyjna noworoczna zadyszka madrytczyków i do kwietniowego Klasyku Barcelona przystępowała ze stratą 3 punktów. Wygrana na Bernabéu po golu w ostatniej minucie pozwoliła wyprzedzić Królewskich, ci jednak mieli w zapasie zaległy mecz z Celtą. Los Blancos nie zmarnowali szansy, wygrali wszystkie pozostałe spotkania i zostali mistrzami o 3 punkty przed Barceloną. Tytuł wygrali zasłużenie, mimo braku stylu byli najrówniej grającą drużyną, zdobyli najwięcej punktów od słynnej setki Mourinho 5 lat temu, i strzelali gole w każdym jednym meczu rozgrywek. Zidane odpowiednio rotował kadrą, dzięki czemu w decydującej fazie sezonu madrytczycy imponowali świeżością. Trzeba też oddać Barcelonie, że walczyła do końca i wcale nie była tak słaba, jak powszechnie mówiono (wystarczy wspomnieć, że w La Liga Katalończycy strzelili najwięcej bramek w swojej historii). Po sezonie odszedł Luis Enrique, a zastąpił go Ernesto Valverde po 4 latach spędzonych w Athletic Bilbao.
ANGLIA Premier League
Mistrz: Chelsea, 93 pkt., bramki 85-33, trener Paolo Conte
Puchar: Arsenal – Chelsea 2-1, trener Arséne Wenger
Król strzelców: Harry Kane (Tottenham) – 29 goli
W najbardziej medialnej lidze świata zaszło sporo zmian. Na ratunek wielkim ekipom, które rok wcześniej ośmieszyło Leicester, przybyli znani trenerzy. Do Manchesteru City przyszedł Pep Guardiola, potęgę United miał odbudować José Mourinho, a Liverpool już wcześniej przejął Jürgen Klopp. Jednak nie oni zostali bohaterami sezonu. Guardiola nie sprostał zadaniu i nie wygrał nic zajmując ostatecznie 3. miejsce ze stratą aż 15 punktów do lidera. Nie tak miało być. Mourinho po zakupie najdroższego na świecie Pogby i z wiecznie młodym Ibrahimoviciem miał w Premier League dyktować warunki, ale poległ z kretesem (6. miejsce 24 punkty za liderem). Ten jednak słabą postawę w lidze powetował sobie trzema trofeami w innych rozgrywkach – wygrał najpierw 2-1 z Leicester w meczu o Tarczę Wspólnoty, potem wygrał Puchar Ligi Angielskiej (3-2 z Southampton), a sezon zwieńczył wygrywając Ligę Europy (2-0 z Ajaxem) i kwalifikując się tym samym do Ligi Mistrzów, więc ostatecznie sezon może uznać za udany. W przeciwieństwie do broniącego tytułu Leicester, który w niczym nie przypominał drużyny sprzed roku i dopiero zmiana niedawno wychwalanego pod niebiosa trenera zażegnała widmo spadku i ostatecznie mistrz zajął 12. miejsce (to najniższa lokata ustępującego mistrza w historii Premier League, jeszcze gorsza niż 10. miejsce Chelsea rok temu). Trzeci wielki faworyt Liverpool w 2016 roku prezentował się znakomicie, lecz styczniowa zadyszka pogrzebała szanse na jakiekolwiek trofea i ostatecznie 4. miejsce w lidze należy uznać za sukces. Tym bardziej, że Klopp zakwalifikował się do Ligi Mistrzów kosztem Wengera i jego Arsenalu, który po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zameldował się na mecie poza pierwszą czwórką. Na osłodę Arsenal wygrał Puchar Anglii pokonując Chelsea 2-1. A kto rządził w lidze? Nieoczekiwanie Paolo Conte i Chelsea, która pod wodzą Włocha grała najlepiej od lat. Wygrała mistrzostwo w cuglach zdobywając 93 punkty (pierwszy raz od dekady mistrz przekroczył barierę 90 punktów), a po piętach deptał jej cały czas Tottenham Mauricio Pochettino. I to są dwaj najlepsi trenerzy Premier League. Interesująco przedstawiała się walka o tytuł króla strzelców. Długo prowadził Romelu Lukaku z Evertonu, a gdy wydawało się, że dogoni go Alexis Sanchez z Arsenalu, na scenę z impetem wkroczył Harry Kane, król strzelców poprzedniego sezonu, i pogodził obu rywali. W ostatnich dwóch meczach Anglik zdobył 7 bramek i zamknął temat.
NIEMCY Bundesliga
Mistrz: Bayern, 82 pkt., bramki 89-22, trener Carlo Ancelotti
Puchar: Borussia – Eintracht 2-1, trener Thomas Tuchel
Król strzelców: Pierre-Emerick Aubameyang (Borussia) – 31 goli
Pisanie o sytuacji w Niemczech jest nudne – Bayern jest taką potęgą, że można już na starcie przyznawać mu tytuł za nazwiska. Dla Bawarczyków nie ma rywali i nawet nowy trener Carlo Ancelotti, mistrz przegrywania lig krajowych, nie był w stanie tego zepsuć. W pierwszej połowie sezonu kroku dotrzymywał ambitny beniaminek z Lipska, ale potem emocje się skończyły, wszystko wróciło do normy i Bayern wygrał z 15-punktową przewagą. Za rok też wygra, i za dwa, za trzy… Nie udało się w Pucharze Niemiec, gdzie w półfinale lepsza była Borussia i to nie wystawia Carlo najlepszej noty, ale mistrzostwo miało być i jest. Ciekawsza była walka o koronę króla strzelców. Długo prowadził Lewandowski, ale w ostatniej kolejce wyprzedził go Aubameyang i to Gabończyk ostatecznie triumfował.
WŁOCHY Serie A
Mistrz: Juventus, 91 pkt., bramki 77-27, trener Massimiliano Allegri
Puchar: Juventus – Lazio 2-0, trener Massimiliano Allegri
Król strzelców: Edin Džeko (Roma) – 29 goli
We Włoszech jest identycznie – od 5 lat scudetto zdobywa Juventus i kolejne jest prawie tak pewne jak wygrana Bayernu w Niemczech. Bianconerim nie przeszkadza konkurencja Romy i Napoli, które grało najefektowniej i zdobyło rekordowe 94 bramki – i tak najsilniejszy jest Juventus (także finansowo) i rządził już szósty raz z rzędu. Do mistrzostwa dołożył Puchar Włoch, i do pełni szczęścia (trypletu) zabrakło tylko Ligi Mistrzów, ale tu lepszy był Real Madryt. W Serie A emocji nie było zbyt wiele i raczej w przyszłym roku nie należy się spodziewać więcej. Chyba że pieniądze nowego sponsora pozwolą odbudować potęgę Milanu, ale to nie tak szybko.
FRANCJA Ligue 1
Mistrz: Monaco, 95 pkt., bramki 107-31, trener Leonardo Jardim
Puchar: PSG – Angers 1-0, trener Unai Emery
Król strzelców: Edison Cavani (PSG) – 35 goli
Rok temu pasjonowaliśmy się sukcesem PSG – paryżanie, którzy dzięki arabskim pieniądzom od 4 lat niepodzielnie rządzą we Francji, wygrali ligę już w marcu i na finiszu wyprzedzili wicelidera o 31 punktów. Teraz do automatycznego mistrzostwa miał dojść upragniony sukces w Europie. Po to, by wygrać Ligę Mistrzów, sprowadzono Unaia Emery’ego, którzy trzy razy z rzędu z Sevillą wygrał Ligę Europy. Nic nie zapowiadało, że zamiast wielkiego sukcesu będzie wielki niewypał, że zamiast armat wystrzeli kapiszon. We Francji dalej poziom drużyn jest mizerny, ale paryżanom nagle wyrósł mocny konkurent. W tym roku nie pomogło 35 bramek Cavaniego, bo poza wszelką konkurencją było Monaco. Młodzi piłkarze z małego Księstwa szli jak burza, zdobyli 95 punktów, strzelili 107 bramek, a w Europie to oni, a nie PSG, doszli do półfinału Ligi Mistrzów. Paryż po wielkim zwycięstwie 4-0 z Barceloną, w rewanżu się skompromitował i poległ 1-6 wcześnie odpadając z rozgrywek, a skandaliczne decyzje sędziego nie są żadną wymówką. Po tej katastrofie wizerunkowej i przegranej Ligue 1 na pocieszenie pozostał tylko krajowy puchar, lecz przecież nie o to chodziło.
POLSKA Ekstraklasa
Mistrz: Legia, 44 pkt., bramki 70-31, trener Besnik Hasi, Jacek Magiera
Puchar: Arka – Lech 2-1, trener Leszek Ojrzyński
Król strzelców: Marcin Robak (Lech) i Marco Paixão (Lechia) – 18 goli
W polskim futbolu klubowym wreszcie coś drgnęło. Po 20 „chudych” latach Legia dostała się do Ligi Mistrzów i po słynnym remisie z Realem nawet wyszła z grupy, co należy uznać za wielki sukces. Tym bardziej, że po porażce 0-6 z Borussią trudno było uwierzyć w taki scenariusz. Gdy jednak miejsce Besnika Hasiego (kto go wymyślił w ogóle?) zajął Jacek Magiera, mistrz Polski zaczął grać jak należy. Mozolnie odrabiał ligowe straty i rundę zasadniczą zakończył tuż za rewelacją rozgrywek – Jagiellonią. Rewelacja sprzed roku Piast Gliwice teraz walczył o pozostanie w lidze. Mocnym pretendentem do tytułu był jak co roku Lech, który po kiepskim starcie dogonił czołówkę, ale jego pewnością siebie zachwiała niezrozumiała porażka w finale Pucharu Polski z Arką Gdynia, która cudem uniknęła degradacji. Tak oto przed ostatnią kolejką szanse na tytuł wciąż miały 4 drużyny, które grały ze sobą. Legia podejmowała Lechię, a Jaga Lecha. Wygrana Legii dawała jej mistrzostwo, ale przy remisie szansę miała Jagiellonia, gdyby pokonała Lecha. Ponieważ jednak wszyscy solidarnie zremisowali, w tabeli pozostało status quo i tytuł świętowali warszawianie. Czyli nic nowego. 2. miejsce Jagiellonii to i tak wielki sukces, a podium uzupełnił Lech. Poza europejskimi pucharami znalazła się Lechia – zabrakło im jednej bramki w Warszawie. Albo wygranej Lecha w Pucharze. Takie życie.