REAL-VALENCIA 2-1 Marcelo utrzymuje Real w walce o ligę

Real Valencia 2-1 hiszpańska la liga 2016/2017Historia meczów z Valencią nie napawała optymizmem przed dzisiejszym starciem. Aż 4 remisy w ostatnich 5 potyczkach na Bernabéu. Trzy lata temu niefortunne 2-2 zamknęło temat mistrzostwa dla Realu, rok później sytuacja się powtórzyła, a jeszcze wcześniej porażka 1-2 przerwała rekordową passę 22 kolejnych wygranych meczów drużyny Ancelottiego, i od wtedy zaczął się ostry zjazd w dół zakończony sezonem bez trofeów. Rok temu kolejny remis 2-2 (ulubiony wynik tych konfrontacji) przesądził o zwolnieniu Rafy Beníteza, zaś Zidane w lutym 2017 przegrał z Valencią, chociaż ta była pogrążona w głębokim kryzysie. Tak, Nietoperze potrafią się wyjątkowo zmobilizować na starcie z Królewskimi. Dzisiaj walczący o mistrzostwo Real potrzebuje kompletu punktów w każdym meczu i miał obowiązek przełamać tę klątwę. Inna opcja niż zwycięstwo nie wchodziła w rachubę. Real wygrał, ale po meczu do szybkiego zapomnienia.

Mocne nerwy muszą mieć kibice Królewskich. W jednym z kilku pozostałych meczów o sezon podopieczni Zidane’a znów zaprezentowali się mizernie, a wygrali rzutem na taśmę. Nie dlatego, że rywal był tak mocny (choć z pewnością niewygodny) lecz dlatego, że pierwszy garnitur znów dał popis totalnej piłkarskiej indolencji. Zero szybkości, zero gry kombinacyjnej, zero polotu i jakiegokolwiek zaskoczenia, ani jednej akcji przez środek tylko same bezsensowne wrzutki (dobrze, że przynajmniej jedno dośrodkowanie się udało – w 27 minucie, gdy gola zdobył Ronaldo), większość graczy ruszała się jak muchy w smole, stąd znikome zagrożenie bramki rywala. Nie dało się tego oglądać, zwłaszcza po koncercie sprzed trzech dni w wykonaniu zmienników. Chyba tylko w Realu jest możliwe, by w najważniejszych meczach grali zawodnicy bez formy, bez poweru i bez chęci, by pokazać kunszt adekwatny do oczekiwań w tak wielkim klubie. Grupa rozpasanych, leniwych obiboków, którzy grać szybko zaczęli dopiero od 82 minuty, gdy Parejo wyrównał perfekcyjnym uderzeniem z rzutu wolnego (Cristiano – patrz i ucz się, jak strzelać ze stałych fragmentów). Wcześniej idealną okazję miał najgorszy na boisku Benzema, ale trafił tylko w słupek, a CR7 zmarnował rzut karny. Nie to było problemem tylko niemożność, nieumiejętność tworzenia okazji bramkowych. Zupełnie jakbym oglądał puszczane w zwolnionym tempie zawody piłkarskich adeptów, a nie mecz o życie najlepszego klubu świata. Wstyd panowie, bo to nie czas, by się oszczędzać. Brakowało kilku minut, by zniweczyć całoroczny wysiłek.

Po stracie gola Real przyspieszył, przycisnął i wprawdzie nadal był trochę niezdarny, ale ma indywidualności, które zawsze mogą jednym zagraniem rozstrzygnąć wynik. Dzisiaj takim graczem był Marcelo, który widząc nieporadność napastników wziął sprawy w swoje ręce (a raczej: nogi) i tuż przed końcem mocnym strzałem pokonałem Alvesa. Uratował trzy punkty niejako rehabilitując się za wpadkę z Barceloną, gdy nie zatrzymał rozpędzonego Roberto w decydującej akcji. Real wygrał i utrzymał swe szanse w walce o ligę, ale stylem nikogo nie zachwycił. Jak zwykle, gdy na boisku pojawia się CKM i BBC. Dzisiaj tylko BC bo bez Bale’a, którego zastąpił James, i był on jedynym z przodu, który się starał i do którego trudno mieć pretensje. Reszta zagrała bardzo słabo i jeśli beton Zidane dalej będzie uparty i wystawi podobny niemrawy skład we wtorek na Atlético, to można zapomnieć o wygraniu tej rywalizacji. Dzisiaj nie było piękna ani magii (bo to pierwsze fundują tylko rezerwowi, a to drugie Isco), były za to duże emocje i wyszarpana wygrana. Dobre i to.


Plus meczu: James, Carvajal, Marcelo
Minus meczu: Benzema, Kroos

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: