SHUT IN
Osaczona
2016, Francja, Kanada, USA
thriller
reż. Farren Blackburn
Gdy mąż Richard ginie w wypadku, a nastoletni syn zostaje sparaliżowany, życie dziecięcej psycholog Mary Portman traci sens. Opiekuje się Stevenem, powtarza te same czynności i każdy jej dzień wygląda identycznie („to nie jest mój syn, to tylko ciało, które karmię, myję i ubieram”). Sytuację zmienia przybycie nowego pacjenta, kilkuletniego Toma, którego kobieta otacza niemal matczyną miłością. Gdy podczas burzy śnieżnej chłopiec znika bez śladu, Mary czuje się winna jego śmierci, cierpi na bezsenność. Co gorsza, zaczynają ją męczyć niepokojące wizje…
Nie wierz we wszystko, co widzisz – tymi słowami polski dystrybutor reklamuje film Farrena Blackburna. Bardzo trafnie. Niby jest fabuła – ale jej nie ma, bo nic się tak naprawdę kupy nie trzyma. Niby jest napięcie – ale go nie ma, bo historia jest w sumie przewidywalna i schematyczna. Niby jest klaustrofobiczny klimat, ale zawiłości i nieścisłości scenariusza, wymieszanie jawy ze snami i wyobrażeniami głównej bohaterki skutecznie uniemożliwiają frajdę z seansu. Niby jest znana aktorka, ale… no nie, na Naomi Watts narzekać nie wypada. Zagrała co mogła i jest najjaśniejszym punktem produkcji.
Zawsze mam spore obawy, gdy specjalista od seriali kręci film fabularny. Tym bardziej thriller psychologiczny. Tu jest potrzebne odpowiednie tempo i przejrzystość narracji, zainteresowanie widza jeśli nie samą historią, to przynajmniej głębią postaci, uwiarygodnienie zdarzeń, stopniowe dozowanie strachu. Tego zabrakło. Postacie są płaskie i bezbarwne, opowieść nudna i do bólu wtórna (odosobniona posiadłość, odizolowana przez złą pogodę, naznaczony traumą bohater – kłania się Lśnienie), a finał raczej oczekiwany (chociaż niewprawionego widza może zaskoczyć). Osaczona miała potencjał na dużo więcej niż oferuje, zachwala ją dobrze zmontowany trailer, którego obejrzenie zajmuje 2 minuty. Tyle na pewno warto poświęcić. Półtorej godziny na sens już niekoniecznie.