BREW Shake The Tree

Brew Shake The Tree recenzjaBREW
Shake The Tree
2016

The Brew to brytyjskie trio rockowe założone w 2006 roku. Pozornie zespół, jakich wiele. W rzeczywistości nie do końca. Nie tworzy wielkich, pamiętnych płyt, ale bardzo solidnie gra proste utwory silnie zakorzenione w blues rocku lat 70. i umiejętnie łączy klasyczny rock ze świeżą energią we współczesnym wydaniu. To wystarczy, by mieć grono wiernych fanów i cieszyć się sporą popularnością na koncertach, bo trwa renesans tego typu muzyki, która wyjątkowo dobrze broni się na żywo, gdy muzycy mogą improwizować i rozciągać swoje partie. Z płytami jest nieco inaczej – są do siebie podobne i nie zawojują list przebojów, lecz przecież to żaden wyznacznik. Jak ktoś lubi takie oldskulowe granie, odnajdzie się tu doskonale. Shake The Tree, wydany jesienią album numer 6 w dyskografii The Brew, nie przynosi w tym temacie żadnych zmian.

Ja zawsze do takich krążków mam jeden zarzut, który powtarzam jak mantrę – brak wyrazistości nagrań. Co z tego, że płyty dobrze się słucha, skoro przemija bez echa i dość szybko w odtwarzaczu zastąpi ją kolejna podobna innego zespołu. Czy lepsza? Niekoniecznie. Ale nowa… Z drugiej strony nie można ganić wykonawcy tylko za to, że robi swoje i pozostaje wierny własnemu stylowi, jeśli robi to dobrze. Nie każdy musi nagrywać wielkie albumy, czasem wystarczy po prostu porcja solidnego rocka, i to dostajemy na Shake The Tree. Specjalnie chwalić nie ma za co, ale i czepiać się na siłę też nie, zwłaszcza że jest dużo lepiej niż na bezbarwnym Control sprzed dwóch lat. Żywiołowy Johnny Moore na starcie i równie dynamiczny Knife Edge zaraz potem jasno mówią słuchaczowi, czego oczekiwać. Będzie ostro ale nie przebojowo, więcej tu brudu niż melodii, a bluesowy klimat z pierwszych płyt ustąpił energetycznemu łojeniu. Potem jednak mamy 4 naprawdę udane i treściwe kompozycje, które nieco naginają przedstawioną wyżej tezę. Mocarny utwór tytułowy z dominującą rolą perkusji i ciekawymi przełamaniem w środku, oparty na basie, bardzo rytmiczny Black Hole Souldający solidnego kopa (zgodnie z tytułem) Rock’n’Roll Dealer (mój faworyt) i emocjonalnie zaśpiewana przez Jasona Barwicka ballada Without You, która z czasem rozkręca się aż do ognistego finału. To jedyny utwór wykraczający ponad klasyczne 4 minuty. Pozostałych nagrań już nie wymieniam, lecz wcale tak bardzo nie odstają.

Shake The Tree to dość równy album. Powinien zadowolić słuchaczy mających sentyment do prostych rockowych piosenek zakorzenionych w latach 70., przy których nóżka sama tupie. Jasne, że czasem brakuje czegoś więcej, że przydałaby jakaś dłuższa solówka czy rozwinięcie granego motywu, ale nie można mieć wszystkiego. To panowie oferują na koncertach, a do Polski trafiają często przy okazji promocji swoich kolejnych płyt.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: