SUICIDAL TENDENCIES World Gone Mad

Suicidal Tendencies World Gone Mad recenzjaSUICIDAL TENDENCIES
World Gone Mad
2016

Wygląda na to, że po 13-letniej niedyspozycji zakończonej wydaniem w 2013 roku trzynastego krążka o tytule 13 (jakżeby innym?), grupa Suicidal Tendencies powróciła na dobre. Kalifornijczycy ani myślą o kolejnej przerwie, zresztą już wtedy Mike Muir mówił, że napisał dość materiału na trzy następne wydawnictwa. Chyba to nie do końca prawda, bo jednak na kolejną płytę musieliśmy czekać trzy lata. A trochę się w międzyczasie zmieniło – do zespołu na stałe dołączył Dave Lombardo, wieloletni perkusista Slayera. Może zbyt szybko nie podzieli losu poprzedników – w końcu lista byłych członków grupy zawiera blisko 30 nazwisk (!), nawet jak na 35 lat jej istnienia to liczba robiąca wrażenie. Jedynym niepodważalnym jest charyzmatyczny wokalista Mike Muir. Przypomnę, że Amerykanie uznawani są za pierwszy zespół, który połączył hardcore punk i metal w zupełnie nowy gatunek nazwany crossover thrash. Nie lubię tego typu nazw, ważniejsze, że panowie nie uciekając od dobrych melodii wciąż potrafią dobrze przyłoić, grają siarczysty, zarazem urozmaicony i przekonujący rock. Tak było na poprzednim albumie i nie inaczej jest na nowym.

Zapowiadano klasyczną jazdę w stylu Suicidal Tendencies, już promujący wydawnictwo na singlu numer Clap Like Ozzy dowodził, że będzie szaleńczo i brutalnie, nie myślałem jednak, że aż do tego stopnia. Niech nikogo nie zwiedzie początek The New Degeneration, który sunie powoli i majestatycznie, bo po dwóch minutach utwór zmienia tempo i daje potężnego thrashowego kopa, to samo dotyczy Get Your Fight On!, z kolei The Struggle Is Real niczego nie udaje i pędzi na łeb na szyję od samego początku. Lombardo dobrze trafił. Tak jak trzy lata temu, grupa proponuje dynamiczną, spójną stylistycznie muzykę, jednak tym, co stanowi o sile omawianego albumu, są kompozycje oferujące coś więcej niż energetyczną młóckę. Nieco lżejszy, bardzo melodyjny i hardrockowy Happy Never After rozkręcający się w końcówce, akustyczny i nieco bluesowy w klimacie This World, który koi nerwy na samo zakończenie płyty, a także kapitalna kompozycja tytułowa z melorecytacjami Muira, motorycznym rytmem i nośnym refrenem.

Słuchając World Gone Mad cały czas czekałem na jakiś przebłysk geniuszu, na coś ponadstandardowego, co mnie rzuci na kolana. Na poprzedniej płycie wychwalałem pracę gitar w Make Your Stand – tutaj brakuje podobnych odjazdów, jest jednak nagranie w pełni zasługujące na osobny akapit. Still Dying To Live to 7 minut muzycznej perfekcji dowodzące, jak wielki potencjał twórczy wciąż drzemie w Amerykanach. Niby nic wielkiego – spokojna, skąpo zaaranżowana i pięknie zaśpiewana ballada z zapętlonym motywem, która wprowadza słuchacza w refleksyjny nastrój, by po imponującej solówce gitarowej w finale zburzyć narkotyczną atmosferę i przejść w punkowe łojenie. Już miałem pisać, że nowy album Suicidal Tendencies nie umywa się do poprzednika oferując niewiele poza solidnością, lecz ten utwór znacząco podnosi ocenę całości.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: