MICHAEL BUBLÉ Nobody But Me

Michael Buble Nobody But Me recenzjaMICHAEL BUBLÉ
Nobody But Me
2016
altaltaltaltalt
Jaki jest Michael Bublé każdy wie – przynajmniej każdy, kto lubi klimatyczne, swingująco-jazzujące piosenki, które idealnie pasują do jego ciepłego głosu i aparycji amanta z dawnych lat, co dla żeńskiej części publiczności też ma niebagatelne znaczenie. Kilkadziesiąt milionów sprzedanych płyt w ciągu niedługiej kariery mówi wszystko – Kanadyjczyk się podoba i nie musi nic zmieniać, wystarczy, by dalej robił swoje. I robi. Każda kolejna płyta jest taka sama jak poprzednia i właściwie wystawianie ocen praktycznie mija się z celem. Bublé świetnie śpiewa, co do tego nie ma żadnych wątpliwości, a czy go ktoś lubi czy nie, to kwestia gustu. Ja może nie przepadam za taką stylistyką, lecz klasę artysty muszę docenić i oddać mu, co należne.

Płyta Nobody But Me to zestaw fajnych piosenek. I tyle. Nie tylko takich w starych klimatach, chociaż specjalnością współczesnego Sinatry są kompozycje ponadczasowe, najczęściej covery klasyków z lat 50/60/70. Tego typu nagrania dominują na nowym krążku. My Kind Of Girl to świetna piosenka, i piszę to mimo mojej alergii na dęciaki – jest ich tu dużo (za dużo), ale pasują. Podobnie jak w klasyku Niny Simone My Baby Just Cares For Me. Właśnie w takich evergreenach Bublé najbardziej przekonuje, niemniej bigbandowe aranżacje średnio mi podchodzą i już np. I Wanna Be Around nie umiem pochwalić. Tym, co tygrysy lubią najbardziej, są jednak delikatne, romantyczne ballady, do których głos Michaela został po prostu stworzony. The Very Thought Of You czy This Love Of Mine (ta druga dostępna w wersji deluxe albumu) to przepiękne pościelówy, zaś przy dźwiękach On An Evening In Roma nic tylko skoczyć do Rzymu i zakochać się. Oczywiście nie wszystko jest idealnie – na płycie znajdziemy też popowo-nijakie Today Is Yesterday’s Tomorrow (napisane przez Rossa Golana, autora hitów Justina Biebera czy Seleny Gomez – i wszystko jasne…) oraz otwierające zestaw country-popowe I Believe In You, lecz te dwie bezbarwne piosenki to jedyny zgrzyt. Wydany na singlu utwór tytułowy też ma dość błahą melodię, jednak zabawny wideoklip i zaskakująca, króciutka wstawka… rapera Black Thoughta energetyzuje tę radosną kompozycję. Na pewno to interesująca nowinka w repertuarze Michaela Bublé, podkreślająca jego muzyczną różnorodność i otwartość. Tym bardziej, że jest jej współtwórcą, podobnie jak nieudanego openera – to tylko jeszcze raz dowodzi, że bardziej do twarzy mu z coverami. Czasem dawanie szans innym młodym twórcom ma sens, czego dowodzi utwór Someday wykonany w duecie z 22-letnią Meghan Trainor, która jest zarazem jego autorką. Niby nic wielkiego, takie radosne country z przebojową melodyjką, ale miłe w odbiorze. Podobnie zresztą jak cały album przepełniony świątecznym nastrojem i utrzymany w tak ostatnio modnej smoothjazzowej, swingującej konwencji. Kolejny taki sam, ale chyba ciut lepszy niż poprzedni To Be Loved. Idealny prezent pod choinkę. Nie bez powodu artysta tak często wydaje swoje płyty jesienią.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: