AIRBOURNE Breakin’ Outta Hell

Airbourne Breakin' Outta Hell recenzjaAIRBOURNE
Breakin’ Outta Hell
2016

Nie ma co, na Australijczyków można liczyć. Airbourne regularnie co trzy lata wydaje nowy album i choć to niezbyt zawrotne tempo, znam wielu większych leniuszków. Tempo jest natomiast obecne w muzyce prowadzonej przez braci Joela i Ryana O’Keeffe kapeli, od początku zgodnie okrzykniętej następcami AC/DC. Wiadomo, przy Australii ta nazwa musi paść, ale też nikt inny tak wiernie nie kontynuuje muzycznej tradycji wielkich klasyków z Antypodów. Żywiołowe i ostre granie, mocne riffy, zadziorny wokal, równo pracująca sekcja plus cała masa prostych melodii – taki model mieszanki hard rocka i rock’n’rolla w latach 70. wprowadzili na salony bracia Angus i Malcolm Young, a panowie O’Keeffe z powodzeniem stosują ten sam patent. Oczywiście nigdy nie osiągną sławy swych mentorów, ale czy to ma znaczenie? Grunt, że bawią się dobrze, a wraz z nimi tysiące fanów na całym świecie, bowiem chłopaki wiele koncertują (może dlatego tak rzadko nagrywają). Są popularni także w Polsce, gdzie często przyjeżdżają, w sierpniu grali w Poznaniu, Warszawie i Katowicach.
Nowy krążek pozostaje wierny prostej zasadzie: no ballads, no bullshit – ballad nie gramy, kitu nie wciskamy, łoimy ostro i robimy to dobrze. I tak właśnie jest. W muzyce Airbourne nie ma za grosz oryginalności, jest za to szczerość i autentyczność oraz masa entuzjazmu – tak pisałem 3 lata temu i nic się nie zmieniło. Portki spadają przy czadowym numerze tytułowym Breakin’ Outta Hell, nóżka tupie w rytm agresywnie brzmiącego hitowego I’m Going To Hell For This (co za tytuł!), a całość wieńczy stadionowy hymn nazwany adekwatnie do zawartości: It’s All For Rock N’ Roll. A oprócz tego jest cała masa podobnych numerów, mniej lub bardziej udanych, ale jednakowo bujających i mocno przypominających wczesne AC/DC. Jedyny zarzut, jaki można tu sformułować, to pewna monotonia, która się wkrada do twórczości Australijczyków. Fajnie się ich słucha, na koncercie taka muzyka świetnie się sprawdzi, lecz to już czwarty identyczny krążek z takimi kawałkami, a i tak debiutu nie dogonią. Może za kolejne 3 lata panowie coś jednak zmienią? Pieniędzy bym na to nie postawił. Póki co wciąż jest nieźle, ale skoro poprzednio – przy albumie Black Dog Barking podciągnąłem ocenę w górę, teraz pora wyrównać rachunki.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: