ESPANYOL-REAL 0-2 Nudy na pudy i zadanie wykonane po raz szesnasty

Espanyol Real 0-2 liga hiszpańska 2016/2017   Pisanie, że Real Madryt Zidane’a gra nudny i schematyczny futbol mija się z celem, bo to ostatnio oczywista oczywistość. Każdy mecz tej drużyny okazuje się drogą przez mękę (zwłaszcza dla kibiców), ale ostatecznie te męki przynoszą skutek. 15 kolejnych zwycięstw w La Liga to wynik budzący szacunek, nawet jeśli te wygrane rodziły się w wielkich bólach. Dzisiaj na Cornell?-El Prat madrytczycy mieli okazję wyrównać rekord Barcelony Guardioli, która w 2011 roku wygrała 16 kolejnych ligowych potyczek. Musieli tylko pokonać Espanyol. W składzie na mecz zabrakło Cristiano Ronaldo i Bale’a, lecz zastąpili ich młodzi i dynamiczni Asensio i Lucas Vázquez, a w drugiej linii od pierwszej minuty zagrał James. Skład ofensywny więc należało oczekiwać prawdziwego szturmu na bramkę Diego Lópeza, który po odejściu z Realu i włoskiej przygodzie w Milanie powrócił do Hiszpanii i zakotwiczył właśnie w Espanyolu. Szturmu nie było, a zamiast się znęcać nad Królewskimi napiszę tak: do 45 minuty ilość składnych akcji zakończonych celnym uderzeniem wyniosła… 0. ZERO! I wtedy zdarzył się cud – w doliczonym czasie gry gola z niczego precyzyjnym uderzeniem strzelił James. Po zmianie stron wcale nie było lepiej. Z boiska dalej wiało nudą (tempo wielu spotkań Ekstraklasy jest zabójcze przy tym, co prezentują Los Blancos), a Real przyspieszył tylko raz, w 71 minucie, i od razu zakończyło się to bramką Benzemy na 2-0. To była pierwsza okazja, by zauważyć obecność Francuza na boisku. Więcej wpaść nie mogło, bo Królewskim się nie chciało więcej strzelać. Nie mają głodu bramek, mają za to głód oszczędzania się. Dograli więc w spokoju ostatnie 20 minut, a zagrożenie pod ich bramką powstało tylko po nonszalanckim zagraniu Kroosa, gdy świetną interwencją popisał się Casilla.
Narzekać czy nie narzekać – oto jest pytanie. Tym razem nie narzekam i niech tak zostanie. Real Zidane’a nie gra ładnie, składnie ani dokładnie, nie gra szybko i raczej usypia niż porywa widzów, ale dopóki wygrywa, trzeba to docenić i uszanować. Co będzie, gdy naprzeciwko stanie prawdziwy rywal? Niebawem się przekonamy. Za trzy na Bernabéu przyjeżdża Villareal (to żadna potęga, ale na pewno drużyna silniejsza niż Papużki, za Ancelottiego nawet w rezerwowym składzie potrafiła urwać punkty), a tydzień później wizyta w Dortmundzie. Może do tego czasu Real się jakoś ogarnie, bo na razie gra fatalnie. Dzisiaj wykonał zadanie wygrywając w La Liga po raz szesnasty z rzędu. Jeśli powtórzy to w środę, ustanowi samodzielny rekord Primera División.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: