Sytuacja w czołówce ligi hiszpańskiej jest prosta – trzy drużyny wciąż mają szansę na mistrzostwo i każda z nich musi wygrywać wszystkie swoje mecze licząc zarazem na błąd rywala. Porażka czy nawet remis praktycznie eliminują z walki. W najlepszej sytuacji jest oczywiście prowadząca w tabeli Barcelona, ale i ona nie może pozwolić sobie na stratę punktów. Tymczasem Real Madryt wybrał się na Anoeta – stadion, na którym gra się niezwykle ciężko, gdzie niedawno polegli m.in. wspomniani Katalończycy, by wykonać kolejne zadanie z serii mission impossible, jaką jest wygranie przez madrytczyków wszystkich spotkań do końca sezonu. I w San Sebastian przez większą część zawodów wydawało się, że tutaj zakończy się ligowa przygoda ekipy Zidane’a. Pozbawieni Cristiano Ronaldo i Karima Benzemy goście (dotychczas w 4 takich meczach bez tych dwóch cracków Real ani razu nie wygrał) z Borją Mayoralem na szpicy długo nie mogli znaleźć sposobu na dobrze ustawioną obronę Basków. Okazje były – dwa razy James, a kilkukrotnie Bale mógł strzelić gola, lecz albo chybił, albo szczęście dopisywało stojącemu w bramce Rulliemu, jak w 58 minucie. Nie błyszczał Mayoral, ale do 19-latka trudno mieć pretensje, że nie wytrzymał presji i był schowany, zawodził też Modrić, w obronie niepewny był Varane, jednak przewaga Królewskich ani przez moment nie podlegała dyskusji. Efekt wreszcie nadszedł wraz z precyzyjnym dośrodkowaniem niezawodnego Lucasa i znakomitym uderzeniem Bale’a w 80 minucie. To już bramka nr 9 zdobyta głową przez Walijczyka, który w tym aspekcie nie ma sobie równych w Europie. Dzięki temu Real wykonał plan, po ciężkim boju przywiózł z San Sebastian komplet punktów i przynajmniej przez dwie godziny lideruje Primera División czekając na odpowiedź rywali.
Plus meczu: Bale
Minus meczu: Mayoral