MANCHESTER CITY-REAL 0-0 Bezbarwnie i bezbramkowo w Manchesterze

Manchester City Real 0-0 półfinał Liga Mistrzów 2015/2016   Nie ma potrzeby tłumaczyć wagi półfinałowego spotkania Ligi Mistrzów z Manchesterem City. To jak dotąd najważniejszy mecz Królewskich w marnym sezonie, który jeszcze można uratować wygrywając te rozgrywki. Ale najpierw trzeba dotrzeć do finału pokonując w dwumeczu drużynę prowadzoną przez byłego trenera madrytczyków Manuela Pellegriniego. Piłkarze zapewniali, że wiedzą, o co walczą i nie powtórzą błędów z Wolfsburga, a jednak od początku grali tak bojaźliwie, że aż przykro było na to patrzeć. W pierwszej połowie nie stworzyli żadnego zagrożenia pod bramką gospodarzy, ci zresztą także nie mieli żadnych okazji. Oglądaliśmy nudne zawody z grą toczoną głównie w środkowej strefie boiska, a ilością niedokładności i prostych strat można by obdzielić kilka spotkań Blancos. Grali wolno, bez pomysłu, bez odwagi, bez chęci zdobycia gola, wybierając zawsze tylko bezpieczne zagrania, często do tyłu lub nie w tempo – taka gra nie przystoi na tym etapie rozgrywek drużynie, która zwykła strzelać wiele bramek. Zagadkowa absencja Cristiano Ronaldo nie jest żadnym usprawiedliwieniem takiej postawy, bo przecież są tu gracze mogący go zastąpić. Okazuje się, że nie ma Crisa, to i nie ma bramek. Dzisiaj wszyscy ruszali się jak muchy w smole, a Kroos z rzutów rożnych nawet nie potrafił dokopać na pole karne. Technicznie Real grał na poziomie Piasta Gliwice więc ładnych akcji było jak na lekarstwo. Na szczęście gospodarze byli niewiele lepsi, chociaż ich akcje miały znacznie więcej dynamizmu.
Po słabej pierwszej połowie (co zbyt często jest królewską normą) Real zwykle poprawia się po przerwie. Tak też było i tym razem. Obie drużyny przestały się wzajemnie badać i zaczęły wreszcie trochę grać. Jesé zastąpił niemrawego i niewidocznego Benzemę i tym sposobem ze słynnego BBC na boisku pozostał tylko Gareth Bale. Tempo akcji wzrosło, aczkolwiek nadal trudno było określić te zawody jako dobre. Real przeważał i miał trzy dobre sytuacje – raz Jesé trafił w poprzeczkę, potem Hart insynktownie obronił główkę Casemiro, a pod koniec w idealnej sytuacji znalazł się Pepe, lecz uderzył prosto w bramkarza. Po drugiej stronie sytuacji brakowało i za to należą się duże brawa obronie madrytczyków.
0-0 nie jest złym wynikiem ale od Królewskich należy wymagać lepszej gry. Dzisiaj pozytywów było za mało, a gra kombinacyjna z przodu pozostawiała wiele do życzenia. Złe wybory, niedbałe podania, zwalnianie gry, do tego Bale zamiast być liderem, wywracał się niemal w każdej akcji. Z taką grą nie ma po co jechać do Mediolanu. Poza świetną organizacją w obronie Real nie miał żadnych argumentów. Za tydzień w Madrycie będzie musiał się bardziej postarać. Występ na Etihad trzeba szybko zapomnieć, co akurat nie będzie trudne, bo nie było ani jednej akcji godnej wspominania.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: