VALENCIA-REAL 2-2 Horror na Mestalla i strata punktów na początek roku

Valencia Real 2-2 liga hiszpańska 2015/2016   4 stycznia 2015, niemal dokładnie rok temu, Real przegrał na Mestalla z Valencią 1-2 kończąc rekordową serię 22 kolejnych zwycięstw. To był początek wielkiego i zupełnie irracjonalnego kryzysu zdobywców Ligi Mistrzów, z którego Blancos nie wydźwignęli się do dzisiaj. Nie sposób pojąć, dlaczego tak wielcy zawodnicy nagle przestali rozumieć się na boisku, przestali biegać, walczyć, stracili motywację i mają problemy z przeprowadzaniem szybkich, składnych akcji. Nie pomogła zmiana trenera – Real nadal się męczy niemal z każdym przeciwnikiem, a przy okazji swą toporną grą męczy widzów. Jednak kibic ma to do siebie, że zawsze wierzy w swoją drużynę, i chociaż ostatnie występy Królewskich wcale nie dają podstaw do optymizmu, nowy rok zawsze napawa nadzieją na zmiany. Liczymy więc, że oto wraz ze zmianą tej jednej cyferki nadchodzi nowy etap, w którym wszystko będzie inaczej – niebo będzie bardziej niebieskie, trawa bardziej zielona, słońce mocniej przygrzeje, zaś Real będzie grał coraz lepiej zachwycając kibiców i wygrywając trofea, co ostatnio stało się domeną Barcelony (26-10 w dekadzie 2005-2015). Nie ma lepszego miejsca, by odwrócić złą kartę, niż stadion w Walencji. Tutaj rok temu zaczęło się równanie w dół, teraz przyszła pora zdjąć klątwę, zdobyć tę opancerzoną twierdzę (na Estadio Mestalla Valencia nie przegrała 20 kolejnych meczów od 30 listopada 2014) i rozpocząć marsz w górę. Po tym emocjonalnym wstępie pora zejść na ziemię…
Real nie odczarował Estadio Mestalla. Padł remis, który po raz kolejny oddala go od mistrzostwa (jeśli przy takiej grze ktoś jeszcze w nie wierzył). Nowy rok wcale więc nie oznacza nowego Realu Beníteza. Najgorsze, że dzisiaj wcale nie brakowało chęci. Brakowało umiejętności czysto piłkarskich, a to jeszcze gorzej świadczy o madryckich piłkarzach. A przecież zaczęli naprawdę obiecująco – grali w dobrym tempie, mieli przewagę w posiadaniu piłki, stosowali pressing na połowie rywala (trochę nieudolny, ale jednak), a wszystko to zaowocowało genialną akcją BBC w 16 minucie. Benzema podał do Bale’a, ten piętką obsłużył Ronaldo, Portugalczyk wykonał no look pass do Benzemy, a Francuz precyzyjnie uderzył w róg bramki Jaume Doménecha. Wszystko to na jeden kontakt i w tempie, do jakiego Real nas nie przyzwyczaił. Na moment wrócił dawnych wspomnień czar i magia z pierwszego okresu Galácticos. To bezapelacyjnie najlepsza akcja BBC w tym sezonie. Jednak co z tego, skoro niedługo potem wszystko znów wróciło do normy – Benzema zniknął (pokazał się jedynie w 30 minucie, gdy niczym junior zmarnował kapitalną kontrę), Ronaldo niemiłosiernie pudłował, Bale się gubił, a Modrić zagrywał głównie w poprzek boiska. Gra madrytczyków znów była niezdarna i niedokładna, do tego schematyczna i prowadzona bardzo wolno. W ten sposób trudno zaskoczyć żywiołową Valencię, która może i była rzadziej przy piłce, ale doskonale wiedziała, co z nią zrobić. Piłkarze Neville’a byli lepsi technicznie i pod bramką Navasa co chwila się kotłowało. Gdy jednak goście seryjnie pudłowali, z pomocą przyszedł… Pepe. Sędzia, który tuż przed przerwą nie odgwizdał ewidentnego faulu na Bale’u w polu karnym Valencii, chwilę później idealnie wypatrzył bezmyślne przewinienie Portugalczyka, najgorszego z madryckich obrońców, który był dziś mijany jak tyczka na slalomie. Rzut karny wykorzystał Parejo i zrobiło się 1-1.
Po zmianie stron znów przycisnęli Królewscy i… znów nic tego nie wynikało. Zawsze kulało ostatnie podanie czy drewniany drybling albo na posterunku był bramkarz gospodarzy. Zresztą nie musiał się specjalnie wysilać – uderzenia Blancos pozostawialy wiele do życzenia. Mecz nabrał rumieńcow od 68 minuty, gdy czerwoną kartkę za nieudany wślizg dostał Kovačić, jeden z lepszych i najbardziej dynamicznych graczy Realu. Valencia poczuła krew i zaczęła odważniej atakować, madrytczycy zaś liczyli na szybkie kontry. Te szachy trwały do 82 minuty, gdy po dośrodkowaniu Kroosa z rzutu wolnego perfekcyjną główką popisał się Gareth Bale, zawodnik meczu, i ponownie wyprowadził gości na prowadzenie. Niestety radość trwała niecałą minutę, bo w kolejnej akcji Valencia wyrównała. Formacja obronna Królewskich w ostatnich dniach to jeden wielki dramat, dostosowała się poziomem do mało przebojowej pomocy i nieskutecznego ataku. Tym razem Ramos się zagapił, Pepe zgubił krycie, a gola strzelił Paco Alcácer. Przez ostatnie 10 minut oglądaliśmy chaotyczną walkę obu stron o wygraną. Gola mógł strzelić Cristiano lecz nie trafił w piłkę, zaś najlepszą okazję miał Negredo w 93 minucie będąc sam na sam z Navasem. Kostarykanin wygrał to starcie, a w odpowiedzi piłkę meczową miał na nodze Bale. Walijczyk huknął ponad bramką i obie ekipy pogodził remis. Valencia jest w połowie tabeli i ceni każdy punkt. Dla Realu to porażka. Kolejna po Atlético, Sevilli, Barcelonie i Villarrealu strata punktów z solidną ekipą.
Dzisiaj pytanie jest tylko jedno – czy ten wynik oznacza pożegnanie Beníteza? Zobaczymy. Nie lubię faceta lecz chociaż Real go zwyczajnie przerasta i nic z nim nie osiągnie, nie przyłączę się do wielkiej i modnej ostatnio fali hejtu, bo to zwyczajnie nieuczciwe wobec szkoleniowca, gdy dużą część winy ponoszą sami piłkarze. Niemniej ewidentnie brakuje tu chemii i dlatego uważam, że zmiana na tym stanowisku mogłaby być odświeżająca dla obecnej kadry. Gorzej grać raczej nie będą nawet jeśli przyjdzie niedoświadczony Zidane. Sezon i tak w plecy, a przynajmniej będzie czas na przygotowanie nowego projektu. Bez tego sama zmiana nic nie da. Tu trzeba nowego młodego trenera z wizją, który dostanie czas i władzę, skompletuje latem nową, perspektywiczną kadrę i uzupełni ją wychowankami. Rafę trudno bronić, bo ewidentnie nie ma pomysłu na grę Realu, a po każdym nieudanym meczu jak mantrę powtarza „sądzę, że rozegraliśmy świetne spotkanie”. Standardy w Madrycie są inne od tych w Neapolu i Hiszpan jakoś wciąż nie potrafi tego zrozumieć. Mecz w Walencji momentami mógł się podobać, a pod względem serwowanych emocji był wręcz znakomity, ale czysto piłkarsko daleko mu do świetnego. I chociaż to nie wina trenera, że Pepe stracił rozum a Ramos się zagapił, to jednak trudno uwierzyć, że szkoleniowiec potrafi dużo więcej wykrzesać z tej ekipy. Tym bardziej, że jest zadowolony z tego, co ogląda i stale to podkreśla. Polecam mu popatrzeć na kilka spotkań średniaków z Premier League, może wtedy Rafa zrozumie, co znaczy gra do przodu, tempo, agresywny pressing, ruch na boisku, wychodzenie na pozycje, przesuwanie formacji i gra zespołowa. Wiem, do tego trzeba odpowiednich wykonawców, ambitnych i wybieganych dryblerów z głową na karku i wizją gry, a nie napastnika potykającego się o własne nogi czy skrzydłowego, który nie potrafi nikogo minąć, lecz zmotywowanie do walki, wyuczenie pewnych schematów i dobranie wykonawców (lub dostosowanie taktyki pod tych, którymi się dysponuje) to właśnie rola trenera. Na półmetku sezonu powinno być już widać jego pracę. Tymczasem to wciąż rywale biegają więcej i podają dokładniej niż Real z najdroższą ekipą świata, w której lepiej od spełnionych gwiazd prezentują się nowe nabytki: Casemiro (odstawiony ostatnio na boczny tor), Kovačić (jego przebojowy rajd i wejście w pole karne to był wzór tego, co powinien czasem zagrać np. Modrić) czy Lucas Vázquez. Skoro on może zasuwać niczym nakręcony, to dlaczego reszta tylko snuje się po boisku? Beníteza zatrudniono, by zmienił bezbarwną grę Realu za czasów Ancelottiego. By szukając dobrego futbolu nie trzeba było oglądać Barcelony. By magia wróciła do Madrytu. Nie zrobił tego. Nie wierzę też, że jego ewentualny następca natychmiast to zmieni (chyba że przyjdzie Harry Potter z magiczną różdżką), ale przynajmniej dałby nowy impuls i nadzieję na zmianę. Dzisiaj Benítez tak naprawdę mógł być zadowolony tylko z jednego – z fantastycznego przyjęcia, jakie zgotowali mu na stadionie lokalni fani. Przywitali go oklaskami i transparentem „Rafa, dałeś nam najlepsze lata w naszych życiach, dziękujemy” pamiętając, że Benítez trenował Valencię w latach 2001-2004 i pod jego wodzą drużyna wygrała dwa mistrzostwa Hiszpanii i Puchar UEFA.


Plus meczu: Bale
Minus meczu: Pepe

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: