GIRLSCHOOL
Guilty As Sin
2015
Ręka do góry, kto kojarzy grupę Girlschool i wymieni jej chociaż jeden przebój. Nie widzę, nie słyszę. Powstała w 1978 roku żeńska kapela zyskała popularność w latach 80., jednak z czasem odeszła w zapomnienie wraz z większością wykonawców nurtu NWOBHM, do którego była zaliczana. Muzycznie kontynuowała tradycje takich formacji, jak Motörhead, Angel Witch, Slade czy Sweet (dziewczyny nawet mają w repertuarze ostrą wersję ich hitu Fox On The Run) i chociaż z tamtych czasów dzisiaj na rynku liczą się tylko najwięksi, Girlschool grają dalej i regularnie wydają płyty. Rzadko, ale jednak. To chyba najdłużej działająca żeńska grupa rockowa.
Na najnowszym krążku Guilty As Sin zespół proponuje dokładnie to samo, co na kilkunastu wcześniejszych albumach – mieszkankę hard rocka i łojenie typowe dla Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu, bez żadnych zmian i innowacji. Trochę to trąci myszką, bo takie granie było dobre trzy dekady temu, ale skoro np. grupie Motörhead wolno grać w kółko to samo, to dlaczego z Girlschool miałoby być inaczej? I właściwie najlepiej Brytyjczycy wypadają w numerach szybkich, przypominających kapelę nieodżałowanego, nieoczekiwanie zmarłego wczoraj Lemmy’ego: Night Before i Take It Like A Band. Jest tu moc, energia, dobra melodia i porywające riffy. Interesująco wypada rockowa wersja przeboju Bee Gees Stayin’ Alive. Reszta jest mniej lub bardziej nijaka i pokazuje, dlaczego zespół Girlschool nigdy nie zdobył wielkiej popularności. Brak tu pazura, poweru, nawet jeśli brzmienie celowo przybrudzono. Dobrze to słychać w otwierającym zestaw Come The Revolution – niby wszystko na miejscu, a trudno dać się porwać tej muzyce. Przy okazji – to i tak obok kompozycji tytułowej jeden z lepszych kawałków tej „reszty płyty”. Płyty głównie dla fanów Girlschool i zagorzałych wielbicieli hard rocka rodem z lat 80.