OF MONSTERS AND MEN
Beneath The Skin
2015
Ponad 3 lata po udanym debiucie postanowiła o sobie przypomnieć islandzka grupa indie-popowa o dziwacznej nazwie Of Monsters And Men. Zespół przedstawiałem szerzej recenzując płytę My Head Is An Animal, teraz więc od razu przejdę do sedna czyli wrażeń po przesłuchaniu nowego krążka kapeli. Długo się zasanawiałem, co mądrego można napisać o albumie, który jest kalką poprzednika. W zasadzie niewiele. Nanna Bryndís Hilmarsdóttir i Ragnar ?órhallsson nagrali 11 ciepłych popowych piosenek. Niemal każda ma zgrabny refren i radiowy potencjał, natomiast wszystkie zebrane razem powodują przesyt tą radosną twórczością. Przynajmniej u mnie, bowiem każda tego typu płyta zawierającą muzykę tła, gdzie żadne z nagrań nie porywa i niczym się nie wyróżnia (ale też nie przeszkadza), wywołuje u mnie mieszane uczucia. Kto docenił album z 2012 roku (w Islandii wydany pod koniec 2011), na pewno odnajdzie się także tutaj. Dalej zachwyca produkcja (niestety pozbawiona elementu surowości, bardziej wygładzona i sterylna), mocno obecne są dęciaki, a głównym atutem pozostają harmonie wokalne. Powiedziałbym, że od strony muzycznej jest nawet bardziej przebojowo niż wcześniej, aczkolwiek nie sądzę, by rozgłośnie aż tak katowały nowe single jak to robiły z Dirty Paws i Little Talks – wtedy to była nowość, świeżynka, dzisiaj to jedynie powtórka z rozrywki.
Promujący wydawnictwo Crystals ma potencjał, by powtórzyć sukces wyżej wymienionych, a jednak przepadł na listach przebojów i nie stał się hitem. Trudno oczekiwać, że inaczej będzie z kolejnymi singlami. Może to spowoduje, że Islandczycy na kolejnym albumie pójdą w innym kierunku, zmienią coś, czymś zaskoczą. Na Beneath The Skin są bowiem momenty, które mogą takie zmiany zwiastować. Ot choćby piękna akustyczna ballada Organs (świetna wiolonczela i fortepian), transowy Thousand Eyes czy dodany w formie bonusa melancholijny, mroczny Backyard. Może te kawałki są mniej przebojowe, ale zostają ze słuchaczem chwilę dłużej. W ogóle niektóre numery słuchane osobno znacznie zyskują, nie giną w tłumie. Jednak oceniam krążek jako całość i tu brakuje mi kropki nad i. Jest niby ładnie i niby interesująco, dlatego daję niby trzy gwiazdki. A tak naprawdę tylko dwie. Musiałem trochę obciąć za powielanie siebie i brak wyrazistości.