Decyzją Sądu Real Madryt został wykluczony z rozgrywek o Puchar Króla z powodu wystawienia w składzie nieuprawnionego zawodnika. Dienis Czeryszew otrzymał 3 żółte kartki występując jeszcze w barwach Villarrealu w poprzednim sezonie i nie miał prawa pojawić się na boisku. Zapomniał o tym zawodnik, a Królewscy zapomnieli sprawdzić. Wprawdzie działacze Realu Madryt będą się jeszcze odwoływać do Komitetu Apelacyjnego i ewentualnie do Trybunału Administracyjnego ds. Sportu (Florentino Pérez próbuje argumentować, że ?nikt nie poinformował piłkarza o tej karze, o czym jasno mówi artykuł 41 ustęp 2 Kodeksu Dyscyplinarnego Federacji. On stwierdza, że kary nie wchodzą w życie dla zainteresowanych dopóki nie dojdzie do osobistego powiadomienia?), niemniej szansa na korzystne rozstrzygnięcie jest niewielka, a strata wizerunkowa już się dokonała. To kolejny w tym sezonie cios w potężną i poważną instytucję, jaką przecież jest od lat Real Madryt. Trudno zrozumieć, że w tak wielkim i szanowanym klubie można zaniedbać takie drobiazgi, jak sprawdzenie, czy dany zawodnik ma prawo grać. Bez względu na to, czy apelacja odniesie skutek (bo Sąd w swoim uzasadnieniu był mało merytoryczny, by nie powiedzieć złośliwy), można było łatwo uniknąć tego niepotrzebnego zamieszania nie wystawiając Czeryszewa i tym samym nie dając powodów do różnych interpretacji Kodeksu. Tak czy inaczej Real postąpił głupio i nieprofesjonalnie. Wyeliminowanie z Pucharu (zamiast np. przyznania przecwinikom walkoweru, jak to było niedawno w przypadku Legii) to surowa kara, ale w Hiszpanii tak właśnie stanowią przepisy tych rozgrywek.
Ponieważ na skutek kontrowersyjnych decyzji kadrowych, licznych kontuzji, kiepskiej formy podstawowych graczy z Cristiano na czele i pozapiłkarskich afer ten sezon od samego początku nie przebiega po myśli madrytczyków (o czym teraz nie warto szerzej wspomniać, napiszę o tym w podsumowaniu roku 2015), fakt blamażu w Copa del Rey boli jeszcze bardziej. Chodzi już nie tylko o kolejne stracone (zapewne na rzecz Barcelony) trofeum, ale brak wiary, że ktoś w klubie panuje nad wydarzeniami. Mimo braku adekwatnych do oczekiwań wyników sportowych organizacja w Realu Madryt zawsze była na najwyższym poziomie. Teraz wiemy, że wcale tak nie jest, a fani nie zostawiają na kierownictwie i zarządzie suchej nitki. Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo, kpina, pośmiewisko – to najczęstsze określenia, jakie padają, a obecny kryzys zaczyna być porównywany do tego sprzed 10 lat, kiedy kończyła się pierwsza era Florentino. Wtedy w listopadzie po Ronaldinho-show Barcelona wygrała na Bernabéu 3-0 (Ronaldinho był nawet oklaskiwany, podobnie jak dwa tygodnie temu Iniesta po wygranej jeszcze wyższej 4-0), a w grudniu po domowym meczu z Getafe Florentino Pérez zwolnił trenera Vanderleia Luxemburgo, a trzy miesiące później sam podał się do dymisji. Z Getafe Real gra dzisiaj…