El Clásico – najważniejszy test Rafy Beniteza

Gran Derbi Clasico Real Barcelona 2015 MadrytNie ma ważniejszego meczu w ligowej piłce niż El Clásico – Klasyk, hiszpańska święta wojna dwóch odwiecznych rywali, Realu i Barcelony. To dwa najlepsze kluby świata (Real, klub numer jeden XX wieku, przoduje w ilości Pucharów Europy, Barcelona wygrała ich najwięcej w obecnym stuleciu), z najlepszymi piłkarzami globu (Lionel Messi i Cristiano Ronaldo od 7 lat dzielą między siebie Złote Piłki, i nic nie wskazuje, by to się miało zmienić) i największą ilością fanów. W sobotni wieczór te dwie wielkie drużyny bijące w ostatnich latach wszelkie rekordy i mające najsilniejsze ekipy w historii, wybiegną na murawę Estadio Santiago Bernabéu, by spotkać się po raz 231-szy (w La Liga to Klasyk nr 171), a ich zmagania będzie śledzić kilkaset milionów ludzi. Bilans meczów minimalnie lepszy ma Real: 92 zwycięstwa, 48 remisów, 90 porażek (w samej Lidze 71-32-67), bramki 389-374, ale na boisku to nie będzie miało żadnego znaczenia. Tu nie ma faworytów, chociaż z pewnością ostatnio to Katalończycy są w lepszej dyspozycji – po nie najlepszym początku rozgrywek wreszcie przestali tracić bramki, dzięki magicznej ofensywie strzelają ich wiele i właśnie wyprzedzili madrytczyków w tabeli La Liga. Z kolei trawiony kontuzjami Real rozegrał dwa najgorsze mecze sezonu, a w ostatnim przegrał po raz pierwszy pod wodzą Rafy Beníteza. Kibiców jednak bardziej niż wyniki martwi kiepski styl prezentowany przez Królewskich. Nie takiej gry oczekują madridistas od swoich idoli…
Mecz z Barceloną ma odpowiedzieć na pytanie, po co do Madrytu przyszedł Benítez. Oczywiście to nie pora na ostateczne oceny pracy szkoleniowca (wszak Ancelotti też słabo zaczynał, podobnie Enrique w Barcelonie), lecz za nami już 1/3 sezonu, a jak dotąd Hiszpan nikogo do siebie nie przekonał. Real się męczy nawet z przeciętnymi rywalami, gra futbol nudny dla oka, jest nastawiony defensywnie, do tego kuleje forma i zaangażowanie najważniejszych graczy. Drużynę Beníteza podziwiano za grę obronną, ale zachwyty nad jej solidnością prysły, gdy w bramce zabrakło Keylora Navasa. To on dotąd dawał pewność, reszta defensywy prezentuje się tak samo mizernie jak za poprzedników i pozwala rywalom na zbyt wiele. A w sobotę zmierzy się z najlepszym atakiem świata. Szkoleniowca nieco bronią kontuzje i duże osłabienia, z jakimi musiał sobie radzić, ale to nie zmieni faktu, że mimo 15 prób jego zespół nie rozegrał do tej pory ani jednego bardzo dobrego meczu, a jedynie niezłe fragmenty niektórych spotkań. Do listopada uzyskiwał w miarę przyzwoite wyniki, lecz ani razu nie porwał kibiców, nie rozpalił ich do czerwoności. Sytuację idealnie oddaje komentarz kibica znaleziony przeze mnie na jednym z forów: „Gramy smętnie, bez ikry, wygrywamy na farcie, przegrywamy lub jesteśmy tuż tuż od przegranej równie smętnie. W poprzednich latach wygrywaliśmy z przytupem, przegrywaliśmy z hukiem, ale nikt nie powiedział, że Real gra bez wyrazu. Tęsknię za Mourinho, który mimo wielu wad (któż ich nie ma) potrafił zrobić z drużyny prawie że gladiatorów, którzy po zrozumieniu intencji trenera mieli własny styl, i przyjemny dla oka, i zabójczy dla największych. Tak było dopóki nie wyplenił tego Carlo, a teraz pogłębił Rafa. Mamy drużynę bez stylu, bez męskiego atrybutu.”
Od siebie dodam jeszcze jeden cytat: „obserwowaliśmy stare błędy, tylko że tym razem wszystkie naraz (brak intensywności, zadziorności, walki do upadłego, pressingu na rywalu, gry bez piłki, dokładności, gry na jeden kontakt, wolne tempo zawiązywania akcji, duża ilość strat, katastrofalna forma poszczególnych piłkarzy). Nie ma racjonalnego wytłumaczenia dla takiej postawy.” Tak pisałem o ekipie Ancelottiego w artykule Zepsute święto w styczniu 2015 po kompromitującym meczu z Córdobą, który poprzedził jeszcze gorszy, przegrany 0-4 występ na Calderón. Nie bez przyczyny zacytowałem te słowa. Mógłbym dokładnie je przepisać odnosząc się do ostatnich dwóch spotkań ekipy Beníteza. Real nie gra jak najlepszy klub świata. Gra jak mały klubik pełen strachu przed wielkim rywalem. I najwyższy czas z tym skończyć. Drużyna musi wreszcie pokazać charakter, a zawodnicy klasę piłkarską. Tylko w ten sposób mogą zamknąć usta krytykom i nieprzychylnym dziennikom, które co rusz mają używanie pisząc o zadowoleniu trenera i gratulacjach po kiepskich występach, jego konflikcie z rozkapryszonymi gwiazdorami czy jawnej krytyce szkoleniowca przez CR7 („z tym trenerem niczego nie wygramy”). Trudno powiedzieć, ile w tym prawdy, bo madryckie gazety są równie dalekie od wspierania Realu, jak ich dziennikarze od przedstawiania faktów zamiast wyssanych z palca domysłów. Jedno jest pewne: jeśli Benítez chce przekonać do siebie kibiców i działaczy, musi to zrobić prezentując maksymalne zaangażowanie i dobrą, efektowną grę w sobotę na Bernabéu. Nie będzie drugiej takiej okazji. Jeśli Real znów zagra bojaźliwie i powalczy tylko przez 30 albo 45 minut, tego w Madrycie nikt nie wybaczy. Porażka nie wchodzi w grę, bo przy 6 punktach straty do rozpędzonej Barcelony już jesienią można się będzie pożegnać z marzeniami o mistrzostwie Hiszpanii, a Beníteza ściągnięto m.in. po to, by je wygrać.
Ja zawsze przed Klasykiem mam tylko jedno życzenie: żeby był to wspaniały piłkarski spektakl, widowisko na miarę wielkości obu klubów i piłkarzy w nim grających, a na boisku niech wygra lepszy.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: