DEAD WEATHER Dodge And Burn

Dead Weather Dodge Burn recenzja Jack WhiteDEAD WEATHER
Dodge And Burn
2015

Amerykański muzyk John Anthony Gillis, powszechnie znany jako Jack White, zasłynął jako wokalista i gitarzysta rockowej kapeli White Stripes. Późniejsze wcielenia tego niepokornego artysty (Raconteurs, Dead Weather) są może mniej nośne, ale pod względem muzycznym równie (lub nawet bardziej) intrygujące. W przeciwieństwie do firmowanej własnym nazwiskiem twórczości, którą osobiście postrzegam jako nieporozumienie i kpinę ze słuchaczy. Na szczęście nowa płyta formacji Dead Weather to zupełnie inne granie i kolejny dowód na to, że życie po White Stripes jednak istnieje. Może dlatego, że udział White’a w tworzeniu nowego materiału jest raczej skromny? Mniejsza z tym. Ważne, że po aż 5 latach oczekiwania i dwóch solowych krążkach wypełnionych akustycznym pitoleniem (Blunderbuss, Lazaretto) wreszcie dostaliśmy porządny rock’n’rollowy album.
Zastanawiając się, co napisać o tej muzyce, doszedłem do wniosku, że i tak po album sięgną niemal wyłącznie sympatycy White’a i Stripesów, a im nie trzeba tłumaczyć, czego tu się spodziewać. Hasło Jack White otwiera wiele drzwi. Czasem myślę, że zbyt wiele i facet zyskał większą sławę, niż na to zasłużył. Jednak Dead Weather to nie tylko on, chociaż jego rękę (styl) słychać w każdej nucie. To stworzona spontanicznie supergrupa, bo tak zwykło się określać zespoły złożone z muzyków innych kapel. Tu równie ważni są Alison Mosshart z The Kills, Dean Fertita z Queens Of The Stone Age i Jack Lawrence z Raconteurs. Każdy z nich daje to, co ma najlepszego i dzięki temu wszystko znakomicie współbrzmi: przesterowane gitary Fertity, przetworzony bas Lawrence’a, drapieżny wokal Mosshart i dyrygująca całością perkusja White’a. Powstali przypadkowo, podczas wspólnych sesji, ale udowodnili, że ten studyjny projekt ma sens tak długo, jak długo jego członkowie będą mieli frajdę z nagrywania razem. Szkoda tylko, że nie wystąpią na żywo z tym materiałem. Nagrali razem dwa albumy, oba dobre, i Dodge And Burn jest dokładnie taki sam. Nawet przekornie stwierdzę, że najlepszy ze wszystkich. Może dlatego, że muzycy mieli kilka lat na napisanie utworów? Nie wiem, czy za jakiś czas utrzymam to zdanie, bo Horehound,  a tym bardziej Sea Of Cowards to klasa sama w sobie, ale nowy krążek wydaje mi się bardziej wyrazisty i konkretny. Brudny i surowy. Totalnie bezkompromisowy, jazgotliwy i seksowny.
W klimat płyty idealnie wprowadzają słuchacza dwie ostre petardy: I Feel Love (Every Million Miles) z powalającym twistem melodycznym po 2 minutach i  równie mocarny Buzzkill(er), oba kawałki znane z singli i potwierdzające klasę gitarzysty Queens Of The Stone Age. Podobnie jest dalej (Lose The Right, Too Bad), choć już nie zawsze tak dobrze. Niemniej utwór numer 3 – najdłuższy w zestawie (raptem 4 minuty) Let Me Through to kwintesencja surowego, garażowego rocka, z przesterami, brudem, niepokojącą melodią i dość specyficznie pojmowaną przebojowością. Nie da się tego nucić ale wnika do mózgu. Inaczej niż rapowany Three Dollar Hat czy lekko nużący dialogiem Jacka i Alison Rough Detective. Z kolei totalnym zaskoczeniem (nie wiem, czy in plus) jest zamykająca płytę ballada Impossible Winner. To wokalny popis Mosshart, ale zarazem piosenka zupełnie odmienna od reszty kompozycji. Taka zwyczajna. Klawisze, skrzypce, ładna melodia – bardziej to pasuje do Adele niż Dead Weather. Może to niezbędna porcja wytchnienia po wcześniejszych wrzaskliwych popisach? Mimo wszystko pasuje tu jak kwiatek do kożucha, lecz zarazem w uroczy sposób zamyka album. Niezły album, chociaż na pewno nie idealny. Niepozbawiony wpadek, kawałków słabszych, ale nadal radujący uszy wielbicieli zakorzenionego w bluesie i rock’n’rollu gitarowego grania. Jeśli czegoś tu zabrakło, to odrobiny innowacyjności, odwagi we wplataniu nowych elementów (i nie mówię o kierunku popowej piosenki). Na kolejnej płycie sama solidność może nie wystarczyć. Co ciekawe – kawałki Dead Weather zyskują słuchane razem. Wyjęte z zestawu, pozbawione tego specyficznego klimatu, jaki wytwarza album, nie robią już takiego wrażenia.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: