ROD STEWART Another Country

Rod Stewart Another Country recenzjaROD STEWART
Another Country
2015

Another Rod Stewart? Ano tak. Skoro facet znów komponuje i albumem Time powrócił z artystycznego niebytu (o wcześniejszym odgrzewaniu amerykańskich standardów nawet nie chcę wspominać), można było oczekiwać kolejnego krążka z autorskimi utworami. Czy 70-letni playboy jest w stanie jeszcze kogokolwiek muzycznie zaskoczyć? Oczywiście, że nie i nie tego szukałem słuchając jego nowych piosenek. Szukałem dobrych melodii, hitów do nucenia i zapamiętania, bo do pisania takowych Stewart zawsze miał talent. I takich kawałków jest na Another Country niewiele, jeśli w ogóle są. Dwa lata temu myślałem, że facet się dopiero rozkręca. Teraz wiem, że to była tylko zmyłka. Rod jest jaki jest, inny nie będzie, a co miał do wyśpiewania, zrobił to wieki temu. Wprawdzie twierdzi, że ostatnio nabrał pewności siebie (jakby jej wcześniej nie miał), ale wcale tego nie słychać.
Another Country to kompletny miszmasz stylistyczny, jakby artysta nie był pewien, co chce śpiewać, jakby dopiero się uczył i chciał sprawdzić, w czym będzie dobry. „Pozwoliłem sobie na eksperymenty związane z różnorodnością dźwięków wykorzystując elementy reggae, ska czy celtyckich melodii.” Takie granie od sasa do lasa nie wychodzi na zdrowie. Płycie brak spójności, a muzyczne koszmarki sąsiadują z fajnymi, prostymi piosenkami. Niestety tych pierwszych jest więcej, ot choćby udający reggae Love And Be Loved, dyskotekowo-nijaki Walking In The Sunshine czy toporny Batman Superman Spiderman napisany dla najmłodszego synka. Mógłbym wymieniać dalej, ale lepiej skupić się na pozytywach. Widzę tak naprawdę tylko dwa kawałki, w których stary rockman jest sobą (sobą z młodzieńczych lat, bo niestety dzisiejsza wersja Stewarta jest bliższa pozostałym utworom): to wydany jako drugi singel czadowy Please (czadowy w wersji soft oczywiście) oraz wzbogacony chórkami The Drinking Song. To dwa rockowe, energetyczne numery, które ożywiają ten nieco zatęchły krążek. Promujący go Love Is z celtyckimi wstawkami to z kolei typowa dla Stewarta piosenka – słodka melodyjka, prosty refren, a całość do zapomnienia zaraz po wysłuchaniu. Inną sprawą są ballady – to zawsze była mocna strona wokalisty. Problem w tym, że te najlepsze już wyśpiewał i nie ma szans tego doskoczyć. Can We Stay Home Tonight?, A Friend For Life czy zwłaszcza Way Back Home to ładne piosenki, idealne do poprzytulania się na parkiecie. I głównie do tego.
Nowy album Roda Stewarta rozczarowuje, ale tylko tych, którzy liczyli na coś wyjątkowego. Przynosi słabiutkie, jakby naprędce stworzone kompozycje (z nielicznymi wyjątkami), do tego artysta zupełnie nie ma pomysłu na siebie. Sytuacji nie zmienia rozszerzona wersja CD, gdzie dodano jeszcze 5 utworów – wypadają równie blado, jednak jest wśród nich jedna perełka warta każdych pieniędzy. Piosenka In A Broken Dream nagrana przez australijski zespół Python Lee Jackson w 1968 roku z gościnnym wokalem nieznanego wtedy Roda Stewarta do dzisiaj pozostaje jednym z najlepszych jego wykonań. Nie wiem, po co ją tu dołożono, bo jeszcze bardziej unaocznia mizerię pozostałych kompozycji, ale jeśli ktoś ją wcześniej przegapił, teraz ma szansę nadrobić to niedopatrzenie. Jednak ten bonusik nie zmienia oceny albumu – Another Country jest znacznie słabszy niż Time i zadowoli jedynie wiernych fanów muzycznego weterana.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: