NEW ORDER Music Complete

New Order Music Complete recenzjaNEW ORDER
Music Complete
2015

Music Complete to bardzo udany tytuł dla nowego albumu New Order. Wreszcie muzycy dostarczyli nowy materiał, a nie jakieś bezbarwne odrzuty do płyty sprzed dekady, jakimi uraczyli fanów 2 lata temu na krążku Lost Sirens. W pełni podtrzymuję to, co wtedy napisałem o spadkobiercach Joy Division – to grupa jednego przeboju i nigdy tego nie zmieni. Nawet wydając całkiem miłe w odbiorze płyty, jak ta nowa. Music Complete to pierwszy album nagrany bez byłego basisty Petera Hooka oraz pierwszy od 2001 roku stworzony z Gillian Gilbert, która wspomagała kolegów grając na gitarze oraz instrumentach klawiszowych i teraz po 10-letniej przerwie powróciła do składu. Jakby tego było mało, gościnnie zaśpiewali Iggy Pop, wokalista zespołu The Killers Brandon Flowers i Elly Jackson z La Roux.
Czy jest to muzyka kompletna? Zależy jak patrzeć. New Order zaproponowali dopieszczoną aranżacyjnie podróż w przeszłość, głównie do klubowych klimatów z końca lat 80., i swego rodzaju wypadkową tego, co grupa grała przez minione lata. Dominują taneczne rytmy, bardzo charakterystyczne dla kapeli, jak w synthpopowym, promującym album na singlu Restless, melodyjnym (tylko nie wiedzieć czemu trwającym prawie 8 minut) Nohing But A Fool czy bardziej gitarowym Academic – to zdecydowanie jeden z moich faworytów. Pewniakami na taneczne parkiety będą transowy Singularity (z całkiem przyjemną gitarową wstawką w środku), a jeszcze bardziej dwa typowo dyskotekowe kawałki: Plastic Tutti Frutti. Pytanie brzmi: czy naprawdę tędy droga? Panowie chyba troszkę się zagalopowali. Podobnie w piosence People On The High Line, w której na tle koszmarnej elektroniki bryluje Elly Jackson, wokalistka i twarz La Roux – czy to na pewno ciągle New Order? Na szczęście są tu też utwory ciekawsze, bliższe stylowi zespołu (na przykład Superheated z gościnnym wokalem Brandona Flowersa czy The Game) oraz jedno zupełnie z innej planety, które nawet trudno traktować poważnie, ale za to fascynujące od pierwszego do ostatniego dźwięku – to mroczny, mechaniczny, ubarwiony melorecytacją Iggy’ego Popa Stray Dog. Kawałek bardzo oszczędny, pod względem elektroniki wręcz minimalistyczny na tle muzycznego rozpasania pozostałych.
Podsumowując napiszę tak: Music Complete to bardzo udana płyta jak na New Order. Przebojowa, rytmiczna, melodyjna i na swój sposób zróżnicowana, odwołująca się do wszystkich znanych wcieleń kapeli. Muzycy udowodnili, że bez Hooka także dadzą radę. Nie wszystko tu się udało, nie każdemu spodoba się potężna ściana dźwięku czy swojskie, bezpretensjonalne disco, ale wtedy można po prostu przeskoczyć do następnego kawałka. Każdy coś dla siebie znajdzie. Nawet ja, który nigdy nie przepadałem za New Order (dalej nie przepadam, ale wreszcie mogę docenić, że nagrali konkretne utwory przynajmniej z pozorami wyrazistości). To może nie dzieło kompletne – takim pozostaje Blue Monday, lecz na pewno jedna z mocniejszych pozycji w dyskografii formacji z Manchesteru.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: