PAUL WELLER
Saturns Pattern
2015
Paul Weller to brytyjski muzyk, piosenkarz i autor tekstów, także założyciel i lider dwóch nowofalowych kapel: The Jam w latach 70. i The Style Council dekadę później. Ten pierwszy cieszył się sporą estymą i do dzisiaj wiele osób określa go mianem kultowego (według mnie trochę na wyrost, ale to inna sprawa), o tym drugim zaś mało kto pamięta. Począwszy od lat 90. artysta nagrywa albumy pod własnym nazwiskiem i chyba to rozwiązanie służy mu najlepiej. Nie żeby to były jakieś wybitne dzieła, ale solidności nie można im odmówić. Weller po prostu komponuje i nagrywa dobre piosenki, których popularność wprawdzie ogranicza się do Wielkiej Brytanii (i czasem Japonii), lecz to niczego im nie ujmuje. Miałbym spory kłopot z przywołaniem jakichś konkretnych tytułów z jego dyskografii – nie wylansował wielkich hitów, a jednak ma oddanych fanów i szacunek środowiska. To wystarczy.
Na ile zmieni tę sytuację nowe, dwunaste już solowe wydawnictwo artysty? W zasadzie już zmieniło – dwa pilotujące je single osiągnęły najwyższe w historii pozycje na brytyjskich listach: skoczny i rozkołysany Saturns Pattern dotarł do miejsca drugiego, zaś piękna ballada Going My Way na sam szczyt notowań. Akurat nie uważam, że to świadczy o jakości muzyki, bo wszelkie „charty” żyją własnym życiem i facet miewał lepsze kawałki, ale jest to już pewien konkret. A co z resztą nagrań? Są bardzo różnorodne i mogą się podobać. Paul Weller jest niczym wino – im starszy, tym lepszy. Niestety, podobnie jak w przypadku szlachetnych trunków, ich jakość docenią tylko wytrawni smakosze. Tak będzie z soulującym Pick It Up czy wielowarstwowym In The Car…. Dużo łatwiej docenić rockowe petardy, jakich na płycie nie brakuje, jak choćby Long Time czy pełen przesterów otwierający zestaw White Sky. Stary dinozaur potrafi jeszcze dokopać. Do twarzy mu też z bardziej romantycznym obliczem, co pokazał nie tylko w singlowym hicie, lecz przede wszystkim w finałowej 9-minutowej kompozycji These City Streets. To najpiękniejszy moment albumu. Albumu dla wybranych. Albumu, który doceni niewielu. Myślę, że warto znaleźć się w tym gronie.