Z wielkiej chmury mały deszcz – tak można określić ćwierćfinałowy pojedynek naszpikowanej gwiazdami Argentyny z kompletnie bezbarwną w tym turnieju Kolumbią. Zamiast spodziewanego wielkiego piłkarskiego spektaklu byliśmy świadkami nudnego meczu, co powoli staje się normą tegorocznego Copa América. Żadne bramki nie padły, a o awansie Argentyny zadecydowały dopiero rzuty karne. Nie da się ukryć, że to Albicelestes przez całe spotkanie byli znacznie lepszym zespołem i stworzyli kilka groźnych sytuacji, z którym zawsze obronną ręką wychodził David Ospina, najlepszy, a właściwie jedyny dobry zawodnik Kolumbii. Golkiper Arsenalu wybronił strzały Pastore, Agüero i dobitkę z 3 metrów Messiego, a w drugiej połowie uderzenie Otamendiego, innym razem z pomocą przychodziła poprzeczka lub obrońca Murillo, który w 88 minucie wybił piłkę z pustej bramki. Argentyna przeważała, była jednak wyjątkowo nieskuteczna, podobnie zresztą jak w całym turnieju, w którym zdobyła zaledwie 4 gole. Zawodzi zwłaszcza Leo Messi, który dotychczas zanotował tylko jedno trafienie z karnego, i jest daleki od formy pokazywanej w Barcelonie. Jednak jeśli narzekamy na Argentynę, to co powiedzieć o Kolumbii, która w 4 meczach zdobyła jednego gola? Byłoby paradoksem, gdyby taka ekipa zagrała w półfinale. Dzisiaj Romero przez 90 minut był bezrobotny, a Cuadrado, James, Martínez i Falcao okazali się groźni jedynie na papierze. Nie stworzyli ani jednej wartej odnotowania akcji, po której argentyński bramkarz musiałby wykazać się swym kunsztem. Nawet podczas serii rzutów karnych golkiper był zbędny, bo zawodnicy seryjnie pudłowali jakby chcąc potwierdzić, że myślami są już na wakacjach, a poziom Copa América 2015 woła o pomstę do nieba.
Seria jedenastek potrzebna do wyłonienia zwycięzcy rywalizacji wymaga osobnego akapitu. Zawsze twierdziłem, że jeśli zawodnik nie potrafi z 11 metrów trafić piłką w prostokąt o szerokości ponad 7 metrów, powinien wybrać inny zawód. Dzisiaj taki przypadek miał miejsce aż czterokrotnie. Najpierw celnie strzelali James, Messi, Falcao, Garay, Cuadrado i Banega, potem jednak nie trafił Muriel i gdy wydawało się, że Argentyna wygra, piłkę meczową zmarnował Biglia uderzając obok bramki. Na niewiele to się zdało, bo drugą serię sygnalizowanym strzałem otworzył Zú?iga i Romero bez trudu obronił. Szczęście do Kolumbii uśmiechnęło się po raz kolejny gdy Rojo trafił w poprzeczkę i znów był remis. Wtedy do piłki podszedł Murillo i kopnął ją w kosmos. To pudło na miarę uderzenia Ramosa z półfinału Ligi Mistrzów w meczu Realu z Bayernem w 2012 roku. Trzeciego podarunku Argentyna już nie zmarnowała – Tevez strzelił gola na 5-4 i drużyna Gerardo Martino zagra w półfinale ze zwycięzcą pary Brazylia-Paragwaj.