Początek czerwca to na moim blogu pora podsumowań rozgrywek w 5 najważniejszych piłkarskich europejskich ligach i naszej skromnej Ekstraklasie, która ani nie jest ważna, ani nie jest ekstra, ale jest nasza i wypada jej kilka zdań poświęcić. Tym bardziej, że wreszcie mieliśmy emocje i walkę do ostatniej minuty o najważniejsze rozstrzygnięcie. Ale idźmy po kolei, według rangi i znaczenia poszczególnych lig w Europie, a na dzień dzisiejszy rządzi Hiszpania, a potem długo, długo nic.
HISZPANIA
Mistrz: Barcelona, 94 pkt., bramki 110-21, trener Luis Enrique
Puchar: Barcelona – Athletic 3-1, trener Luis Enrique
Król strzelców: Cristiano Ronaldo (Real) – 48 goli
W Hiszpanii od dekady walka o mistrzostwo toczy się między Realem a Barceloną i tylko rok temu na moment zakłóciło ją madryckie Atlético. Miniony sezon niczego nie zmienił lecz i tak obfitował w emocje za sprawą wahań formy wspomnianej dwójki, dlatego sytuację w La Liga opiszę nieco dokładniej. Opromieniony wygraniem Ligi Mistrzów Real na krajowym podwórku zanotował falstart przegrywając najpierw Superpuchar, następnie dwa mecze ligowe. Od tego momentu nastąpiła prawdziwa metamorfoza drużyny i Królewscy zanotowali 22 zwycięstwa z rzędu (wcześniejszy rekord Barcelony wynosił 18), z czego 12 w Primera División. W 9 kolejce pokonali 3-1 Katalończyków, którzy wcześniej w 8 meczach nie stracili nawet jednej bramki. Wprawdzie na początku 2015 roku Real przegrał z Valencią, lecz i tak rundę jesienną zakończył z dorobkiem 48 punktów, bramki 64-16 (Barcelona odpowiednio 44 i 48-9). Madryckie trio BBC zanotowało 45 trafień, z czego aż 28 goli strzelił Cristiano Ronaldo (w Barcelonie na półmetku Messi miał 19 goli, Neymar 12, a Suárez 2 – razem 33). Jednak w 2015 roku role się odwróciły – Barcelona Luisa Enrique zaczęła grać jak z nut, zaś Real Ancelottiego kompletnie zgubił formę. W styczniu po porażce z Atlético odpadł z Pucharu Króla (notabene notując w tym sezonie niechlubną serię 7 kolejnych meczów bez zwycięstwa z lokalnym rywalem), a po ligowej porażce na Calderón aż 0-4 zaczęto mówić o głębokim kryzysie. Piłkarze stracili świeżość i pomysł na grę, a czarę goryczy przelały porażki w Bilbao i na Bernabéu z Schalke oraz wstydliwy remis z rezerwami Villarrealu. Ancelotti udawał, że ma wszystko pod kontrolą, a problemy są wymysłem dziennikarzy, gdy tymczasem Barcelona biła rekordy strzeleckie. Messi zdobył kilkanaście bramek i wyprzedził Cristiano, zaś decydujący okazał się mecz na Camp Nou. Real rozegrał świetne 45 minut lecz madrytczykom zabrakło skuteczności. Po przerwie opadli z sił i tylko snuli się po boisku, podobnie zresztą jak w wielu meczach. W efekcie przegrali, Barcelona odskoczyła na 4 punkty i już tej pozycji nie oddała. Ancelotti obiecywał 10 zwycięstw na koniec sezonu lecz mało kto w to wierzył. Po remisie z Valencią na własnym stadionie nadzieje umarły, a posada trenera wisiała na włosku. Odpadnięcie z Ligi Mistrzów po słabym meczu z Juventusem ostatecznie przesądziło o losie Włocha. Real potrzebuje reaktywacji, tymczasem Barcelona mogła się cieszyć 5 tytułem mistrzowskim w ostatnich 7 latach. W rundzie rewanżowej ekipa Enrique zdobyła 50 punktów (Real 44), strzeliła 62 bramki, z czego aż 48 było dziełem genialnego tridente (BBC trafili tylko 31 razy, w tym sam Ronaldo 20). Primera División to jedyna liga, gdzie wymagania są tak wysokie – Real z 92 punktami byłby mistrzem w każdym innym kraju, ale nie w Hiszpanii. Takie życie. Trzeba jednak przyznać, że Barcelona całkowicie zasłużenie wygrała – była najrówniej i najefektowniej grającą drużyną, zaś Enrique poprawił wszystkie elementy, które kulały u poprzedników, zwłaszcza grę w obronie i kontrataki. Na deser jego ekipa pokonała Athletic Bilbao w finale Pucharu Króla i mogła się cieszyć pełną dominacją na krajowym podwórku. Warto dodać, że licząc wszystkie rozgrywki ofensywne trio Barcelony Messi-Neymar-Suárez strzeliło 122 bramki i pobiło rekord madryckiego tria Ronaldo-Benzema-Higuaín, które w sezonie 2011/2012 trafiło 118 razy. Rekord ligowy tamtego tridente wynosi 89 i nadal pozostaje w Madrycie.
ANGLIA
Mistrz: Chelsea, 87 pkt., bramki 73-32, trener José Mourinho
Puchar: Arsenal – Aston Villa 4-0, trener Arsene Wenger
Król strzelców: Sergio Agüero (Manchester City) – 26 goli
W Anglii po odejściu Alexa Fergusona nastąpiła prawdziwa zmiana warty. Potęgę Manchesteru United ma odbudować Louis van Gaal lecz było jasne, że nie stanie się to w ciągu jednego sezonu. Na papierze nowa ekipa Holendra budziła strach (De Gea, Mata, Di María, van Persie, Rooney, Falcao), na boisku już niekoniecznie. Faworytem od początku była dowodzona przez Mourinho ekipa Chelsea i bez problemu wywalczyła tytuł, ale nic nie ujmując londyńczykom trzeba przyznać, że konkurencja była mocno kulawa. United w przebudowie zawalił początek rozgrywek i jedyne, co mógł wywalczyć, to 4 miejsce premiowane grą w Lidze Mistrzów o 17 punktów za plecami lidera. Wicemistrz Liverpool po odejściu Suáreza i kontuzji Sturridge’a w niczym nie przypominał silnej i walczącej drużyny z poprzedniego sezonu, gubił masę punktów i w efekcie nawet nie zagra z najlepszymi w Europie. Arsenal grał w kratkę, a jednym z najlepszych zawodników Premier League był kupiony z Barcelony Alexis Sánchez. Drużyna Wengera sięgnęła po Puchar Anglii i zaliczy ten sezon do udanych. Walkę o mistrzostwo próbował nawiązać obrońca tytułu Manchester City, ale tylko do pewnego momentu. Emocje skończyły się wczesną wiosną – w tym roku piłkarze Mourinho byli poza zasięgiem konkurentów i ekipę Pellegriniego wyprzedzili o 8 oczek.
NIEMCY
Mistrz: Bayern, 79 pkt., bramki 80-18, trener Josep Guardiola
Puchar: Wolfsburg – Borussia 3-1, trener Dieter Hecking
Król strzelców: Alexander Meier (Eintracht) – 19 goli
Tutaj sytuacja była jasna od samego początku – pod wodzą Guardioli Bayern pewnie zmierzał po swój kolejny tytuł i z początku wyglądało to naprawdę imponująco. Bawarczycy niemal wszystko wygrywali strzelając dużo i tracąc mało bramek. Na półmetku mieli 14 wygranych meczów i 3 remisy, 45 punktów i bramki 41-4. Było pozamiatane, a grupa pościgowa przestała ściagać, a jedynie walczyła o pozostałe miejsca na podium. Wprawdzie potem coś się w maszynie Guardioli zacięło i natraciła sporo punktów, ale 25 tytuł mistrza Niemiec ani przez moment nie był zagrożony. Gorzej na innych frontach, bo w półfinale Pucharu Niemiec rzutami karnymi wygrała Borussia, która z kolei w finale poległa z Wolfsburgiem, rewelacją rozgrywek i ostatecznie wicemistrzem kraju. Z kolei historia drużyny Jürgena Kloppa była kompletnie niezrozumiała dla fanów z Dortmundu. To największa zagadka tego sezonu. Po odejściu Roberta Lewandowskiego do Bayernu druga drużyna poprzedniego sezonu kompletnie się rozsypała. Chociaż wygrała swoją grupę w Lidze Mistrzów, w Bundeslidze grała katastrofalnie i zamiast walczyć z Bayernem o tytuł, w pewnym momencie zamykała tabelę. Ostatecznie zajęła 7 miejsce ze stratą 33 punktów do Bawarczyków i aż 14 porażkami na koncie. Nie tak wyobrażał sobie Klopp pożegnanie z klubem, lecz jeden gorszy sezon nie usunie w niepamięć jego wielkich zasług dla Borussii.
WŁOCHY
Mistrz: Juventus, 87 pkt., bramki 72-24, trener Massimiliano Allegri
Puchar: Juventus – Lazio 2-1, trener Massimiliano Allegri
Król strzelców: Mauro Icardi (Inter) i Luca Toni (Hellas) – 22 gole
Liga włoska od lat jest nudna jak flaki z olejem i słaba jak dawno nie była. Niech nikogo nie zwiedzie sukces Juventusu i gra w finale Ligi Mistrzów – był on znacznie bardziej wynikiem słabej postawy Realu w półfinale niż kapitalnej gry Bianconerich. Jednak trzeba przyznać, że Juventus to jedyna znakomicie poukładana ekipa, która od 4 lat niepodzielnie rządzi w Serie A. Pozostałe kluby są jedynie tłem (zwłaszcza zasłużone dla futbolu mediolańskie drużyny pogrążone w poważnym kryzysie) i sprawa mistrzostwa była wyjaśniona równie szybko jak w Niemczech i równie szybko jak rok temu. Z każdą kolejką lider z Turynu umacniał się na szczycie tabeli, a reszta drużyn walczyła tylko o Ligę Mistrzów. Do mistrzowskiego tytułu nr 31 Juventus dołożył Puchar Włoch zaliczając swój najlepszy sezon w tym stuleciu.
FRANCJA
Mistrz: PSG, 83 pkt., bramki 83-36, trener Laurent Blanc
Puchar: PSG – Auxerre 1-0, trener Laurent Blanc
Król strzelców: Alexandre Lacazette (Lyon) – 27 goli
Odkąd arabscy szejkowie kupili Paris Saint-Germain, a nowy prezes Nasser Al-Khela?fi obiecał zbudować europejską potęgę, klub szybko stał się wiodącą i tak naprawdę jedyną siłą francuskiej piłki. Paryżanie zdominowali krajowe rozgrywki, wygrali ligę w 2013 i 2014 roku, byli też głównym faworytem do kolejnego triumfu. Wprawdzie w pierwszych miesiącach rządziła odrodzona pod wodzą Marcelo Bielsy Marsylia, ale impetu starczyło tylko na pierwszą połowę sezonu. Potem dzielnie trzymał się Lyon, którego zawodnik został królem strzelców więc pewnie niedługo zasili któryś z większych klubów (może PSG właśnie?), lecz w ostatecznej fazie rozgrywek wszystko wróciło do normy i stołeczny klub z przewagą 8 punktów zdobył kolejny tytuł, dokładając na deser Puchar Francji. Czy za rok, już bez Ibrahimovicia, będzie podobnie? Prawdopodobnie tak.
POLSKA
Mistrz: Lech, 47 pkt., bramki 67-33, trener Maciej Skorża
Puchar: Legia – Lech 2-1, trener Henning Berg
Król strzelców: Kamil Wilczek (Piast) – 20 goli
W polskim futbolu klubowym, o którego sile nie ma co pisać, bo od 20 lat bezowocne kołatanie do drzwi Ligi Mistrzów jest jej najlepszą wizytówką, doczekaliśmy się drużyny solidnej i naprawdę mocnej. Tak można określić Legię Warszawa, która w ostatnich latach zdominowała krajowe rozgrywki. Po 2012 roku, gdy tytuł mistrzowski oddała w sobie tylko znany sposób, wygrała go w 2013 i 2014 roku, jeśli do tego dodamy Puchar Polski w latach 2011, 2012 i 2013, to już daje pewne pojęcie, co mam na myśli. To wciąż za mało na Europę, ale całkiem sporo jak na Polskę. Nic dziwnego, że podobnie miało być w tym roku – Legia wprawdzie we frajerski sposób odpadła w eliminacjach Ligi Mistrzów (słynny walkower po wystawieniu nieuprawnionego zawodnika), lecz na krajowym podwórku nie było widać drużyny, która może jej zagrozić. Nawet gdy warszawianie przegrywali mecz za meczem, grupa pościgowa nie umiała korzystać z prezentów. Najbliżej był Lech, który jednak połowę swych meczów remisował. Po rundzie zasadniczej Legia była na czele tabeli mimo aż 8 porażek na koncie. Potem jednak nadeszła przegrana w Warszawie z Lechem, którego Legia kilka dni wcześniej pokonała w finale Pucharu Polski, i poznaniacy objęli prowadzenie w tabeli. Tydzień później przegrali u siebie z rewelacją rozgrywek Jagiellonią, jednak Legia nie wykorzystała tej wpadki. Kolejorz już więcej się nie pomylił i po raz siódmy został mistrzem Polski. Dokonał tego Maciej Skorża, którego 3 lata wcześniej zwolniono z Legii po niewytłumaczalnym roztrwonieniu ligowej przewagi na samym finiszu rozgrywek. Los bywa przewrotny, a dzięki postawie Lecha mieliśmy emocjonującą końcówkę sezonu. W drodze po mistrzostwo Lech wygrał zaledwie 19 z 37 spotkań i aż 13 zremisował, zdobywając średnio 1,89 pkt/mecz. Niestety, pod tym względem mistrz Polski jest najsłabszym czempionem na Starym Kontynencie. Legia wylądowała punkt za Lechem, a tylko oczko niżej Jagiellonia pod wodzą Michała Probierza powracająca w wielkim stylu do europejskich pucharów. Jednak prawdziwym bohaterem tego sezonu jest inny klub: Termalica Bruk-Bet Nieciecza, drużyna z gminy Żabno w powiecie tarnowskim. Do najwyższej klasy rozgrywek awansowali zawodnicy z miejscowości liczącej zaledwie 750 mieszkańców (najmniejszej miejscowości, jaka kiedykolwiek miała zespół w Ekstraklasie). Trudno to będzie przebić, i to nie tylko w Polsce.