Wiadomo było od dawna, ale oficjalne potwierdzenie tej informacji nastąpiło dopiero dzisiaj – następcą Carlo Ancelottiego na ławce trenerskiej Realu Madryt został Rafael „Rafa” Benítez, wychowanek madryckiego klubu, w którym pod koniec lat 80. zajmował się szkoleniem dzieci i młodzieży. Największe sukcesy trenerskie odnosił z Valencią (dwa mistrzostwa i Liga Europy w 2004 roku) oraz Liverpoolem (Liga Mistrzów w 2005 roku, z Jerzym Dudkiem w bramce po pamiętnym finale z Milanem Ancelottiego, który do przerwy prowadził 3-0, a jednak pucharu nie zdobył), wtedy też Benítez dwukrotnie został wybrany najlepszym trenerem roku UEFA (2004 i 2005). Niestety potem bywało już tylko gorzej. Gdy Hiszpan pożegnał Liverpool, przeszedł do Interu, który na rzecz Realu opuścił Mourinho po zdobyciu potrójnej korony. Beníteza zwolniono po 6 miesiącach, a następną pracę znalazł dopiero 2 lata później – w Chelsea, gdzie po 6 miesiącach zastąpił go… José Mourinho. Ostatnie 2 lata to praca w Napoli, bez wielkich sukcesów zresztą, lecz przy takiej kadrze trudno było zbyt wiele oczekiwać. Hiszpan ściągnął tam trzech piłkarzy Realu: Albiola, Callejóna i Higuaína, wygrał Puchar Włoch, lecz na odchodne przegrał z Lazio walkę o Ligę Mistrzów, więc nie zaliczy tego epizodu do zbyt udanych.
Rafa Benítez jest dość daleko na liście trenerów, których chciałbym widzieć przy Concha Espina 1. Podobnie myśli większość fanów Królewskich. Jednak skoro zarząd klubu podjął taką decyzję, trzeba to zaakceptować, wspierać nowego szkoleniowca i nie deprecjonować jego wartości. Każdy zasługuje na swoją szansę, również Benítez. A może zwłaszcza on, bo to swój człowiek, madridista całym sercem, a jego wzruszenie, łzy i łamiący się głos podczas prezentacji na Bernabéu dowodzą, jak głęboko nosi ten klub w sercu. Dawno nie mieliśmy trenera, który jak nikt inny zna Real od podszewki i rozumie istotę madridismo, a jego brak sukcesów w ostatnich latach nie musi niczego oznaczać. Wszak Luis Enrique też ma słabe CV, a w tym sezonie z Barceloną wygrał wszystko (no chyba że się potknie w finale LM, w co chyba nikt nie wierzy), podczas gdy utytułowany Ancelotti został z niczym. Takie życie. Zresztą Carlo na samym początku królewskiej przygody też nie cieszył się wielką popularnością, a jednak w swym pierwszym sezonie dał madrytczykom tak wiele radości. Ile w tym było jego zasługi to inna sprawa, niemniej La Décima wzbogaciła CV Włocha, a nie jego poprzednika. Poza tym nie od dziś wiadomo, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ, a fani Blancos nie należą do ludzi cierpliwych. Po meczach z Valencią i Juventusem wszyscy zwalniali Włocha, a gdy ten został w końcu odwołany, zaczęto go bronić nie zostawiając suchej nitki na prezesie i zarządzie klubu. Tym bardziej, gdy puszczono plotkę, iż zastąpi go niezbyt popularny Benítez. Jednak przez kilka dni wszyscy oswoili się z tą decyzją i dzisiaj to już brzmi zupełnie inaczej. Rafa ma swoje atuty i doskonale wie, że nigdy nie dostanie lepszej szansy, by je unaocznić. Wraca do domu – do największego klubu na świecie, gdzie niemożliwe jest możliwe, gdzie nie ma żadnych barier. Musi tylko wiedzieć czego chce, i konsekwentnie to realizować. Musi zdobyć zaufanie szatni i efektami ciężkiej pracy porwać kibiców na Bernabéu. Musi zagonić do pracy wielu leniuszków rozpasanych pod rządami poprzednika. Musi skończyć z hasłami, że piłkarze grają za zasługi niezależnie od dyspozycji. Musi inaczej poukładać drużynę, by każdy z zawodników grał na swojej nominalnej pozycji i dawał z siebie 100%. Musi dać ekipie impuls świeżości, której ostatnio tak bardzo brakowało. Czy Hiszpan okaże się złotym środkiem do połączenia dobrej defensywy i dyscypliny taktycznej z efektowną i szybką ofensywą? Realu Ancelottiego nie dało się oglądać – czy Rafa to zmieni? Czy twarda ręka i bezkompromisowość Beníteza nie popsują przyjaznej, sielskiej atmosfery wśród rozkapryszonych gwiazdorów? Czas pokaże. Póki co należy dać Rafie kredyt zaufania i głęboko wierzyć, że efekty jego pracy przyjdą równie szybko, jak u Ancelottiego. I nie wyparują po jednym sezonie. Bienvenido Rafa!
Komentarze internautów:
Zabawne, jak wielu fanów Carlo Ancelottiego narzeka na Mourinho, rzucając hasłami typu palec w oko, a zupełnie nie pamiętając, ile Portugalczyk zrobił dla Realu i z jakiej czarnej dziury go wyciągnął. Narzekacie, że w klubach prowadzonych przez José panuje prawdziwa mourinhomania, a zapominacie, że u nas byłoby podobnie, gdyby w jego 2 sezonie, w czasie Ligi rekordów, Real wygrał LM. A było niedaleko, chłopaki zawalili rzuty karne, wykonywali je w sposób niegodny wielkich piłkarzy. Los bywa przewrotny – główny winowajca Ramos, który wtedy strzelił w kosmos, 2 lata później uratuje nam Décimę. W każdym razie mimo tej wpadki Mou przywrócił Real do życia, a jego stylem Carlo wygrał trofeum w 2014. Jeszcze wtedy nie zdążył popsuć Realu – przeciwnie, rodzinną atmosferą na moment ulepszył go. Potem się kompletnie pogubił i w następnym sezonie popełnił wszystkie możliwe błędy. Wszystkie. Graliśmy źle, brzydko, bez zaangażowania, bez wiary, bezradni wobec zorganizowanych rywali, silni tylko z ogórkami. Nawet przeciętne ale lepiej poukładane i więcej biegające Juve było za silne. To wszystko wina trenera, który był złym taktykiem, złym motywatorem, nie umiał wycisnąć z tych wielkich graczy 100% możliwości (a te były wielkie).
Niektórzy mówią, że mieliśmy pecha. Jakiego pecha? To trener nie miał żadnej wizji gry ani planu B, gdy niektórzy wypadną na skutek złego przygotowania fizycznego i braku rotacji składem. Carlo zawalił totalnie i w tym kontekście trochę mnie śmieszy ten wielki płacz za nim. Ludzie będący podobno kibicami Realu (a nie Ancelottiego) – za czym wy wszyscy tęsknicie? Nie chcecie, by ta drużyna grała lepiej, ładniej, skutecznej? Pérez ma 100% racji – potrzebny jest nowy impuls. Czy będzie nim Benitez? Nie wiem. Nie lubię gościa i jest jednym z ostatnich, których bym tu widział, ale trzeba dać mu szansę i wierzyć. Gorzej na pewno nie będzie. A jeśli ktoś się łudzi, że Carlo by coś zmienił gdyby został – przeczytajcie ostatni czy przedostatni wywiad, gdzie wychwala swój sztab i wyraźnie mówi, że wszystko było dobrze poza lutym. Stary zmęczony człowiek zapatrzony w swą legendę – nie widzi błędów, nie przyznaje się i nic nigdy by nie poprawił.
Jaramy się, że Carletto wygrał 3x LM, ale przecież trenował same wielkie kluby. Z drugiej strony tylko 3 razy w 20 lat wygrał mistrzostwo, a to jasny dowód, że nie umie zarządzać drużyną. W 8 lat z wielkim Milanem jedna wygrana liga! W Madrycie miał najlepszych piłkarzy, mógł żądać kolejnych, wymagać, a wciąż bredził, że nikogo nie potrzebuje, bo kadra jest konkurencyjna. Jak było wszyscy wiemy. Zabrakło dwóch graczy i po Realu. To niedopuszczalne. Nie dziwota, że tak utytułowanego trenera zjadł na śniadanie mało znany Enrique. Może to właśnie jest potrzebne – młody głodny sukcesu szkoleniowiec z nowoczesną wizją gry zamiast spełnionego i niereformowalnego faceta z bogatym CV, który nie słucha innych, nie widzi własnych błędów, z uporem maniaka je powtarza i nigdy nic nie zmienia. Dlatego moim zdaniem nawet Rafa będzie lepszy. To madridista z krwi i kości, przynajmniej daje szansę na zmiany. Jak będzie czas pokaże. Nie jest moim ulubieńcem, ale będę trzymał za niego kciuki.
Chcę, by magia powróciła na Bernabéu, bym mógł się cieszyć grą ukochanej drużyny, a nie oglądać dwie różne połowy i wciąż drżeć o wynik meczów z czołowymi ekipami. Chcę, by powróciła radość wśród zawodników; by Real umiał wymienić na szybkości kilka podań na jeden kontakt; by wróciły kontry – bo mamy do tego odpowiednich piłkarzy, a nie do klepania i wrzutek; by trener zmienił ustawienie zespołu i poszczególnych graczy, którzy grają na obcych sobie pozycjach i niezbyt się tam odnajdują, itd. Mam nadzieję, że to wszystko się zdarzy.
A płaczących po Carlo proszę: otwórzcie oczy. Na chłodno przeanalizujcie, co ten człowiek wniósł do gry drużyny, a co popsuł. Gdzie szybkie kontry i ładna gra? Gdzie prostopadłe podania z klepki? Gdzie tempo, pressing, walka do końca? Pamiętacie 3-2 z ManCity w LM pod koniec ery Mourinho i 2 bramki w ostatnich minutach? Tamten zespół wierzył, walczył do końca i nie zwieszał głowy gdy rywal strzeli gola. Podziękujmy więc Carlo za LM i PK, ale patrzmy w przyszłość, a nie na Décimę. Z nowym trenerem przyjdzie nowa nadzieja, że może wreszcie nie będziemy ciągle musieli patrzeć na plecy Barcelony. Przynajmniej ja ją mam…