ENFORCER
From Beyond
2015





W 2013 roku przy okazji premiery Death By Fire, rozpisywałem się na temat kapeli Enforcer, chwaląc Szwedów za udaną kontynuację czasów i stylu NWOBHM. Na koniec napisałem, że po zakończeniu płyty człowiek chce więcej, ale na razie tyle musi wystarczyć. Minęły 2 lata i oto mamy więcej. Znacznie więcej, bo tym razem aż 10 nagrań i 43 minuty muzyki. Niby od przybytku głowa nie boli, jednak trudno mi i tym razem wykrzesać z siebie tyle samo entuzjazmu. Niby wszystko jest podobnie – melodie galopują szybciej niż Pendolino, są ostre riffy, zadziorny wokal i potężna perkusja, jest dobra produkcja i oldskulowe brzmienie, a jednak ciężko w skupieniu wytrwać do końca albumu. Może tym razem panowie przedobrzyli? Może melodie nie są tak chwytliwe jak na poprzednim krążku? Może…
Olof Wikstrand, wokalista i gitarzysta Enforcer, którego niegdyś cytowałem, i tym razem zachwala swe najnowsze dzieło twierdząc, że album From Beyond „jest szybszy, cięższy, głośniejszy, mroczniejszy i bardziej wściekły, a wszystko to bez najmniejszego uszczerbku dla tego, co reprezentuje sobą Enforcer. Pięść w twarz wszelkich aktualnych trendów i pal wbity w gardło nowoczesności. Metal totalny!” Wie, co mówi, tak właśnie jest – czad zamiast melodii, wystarczy posłuchać otwierającego zestaw utworu Destroyer, czy następującego po nim Undying Evil. Trochę przesadzam, bo i tu nie brak fajnych, zapadających w pamięć kawałków (tytułowy From Beyond czy kończący płytę Mask Of Red Death), ale co najmniej połowę bym usunął, wtedy poziom poprzednika zostałby utrzymany. Tam było mocne 3 (takie 3 z plusem), tutaj jest gwiazdkę niżej. Samo tempo i energia to za mało, ale grupie Enforcer należą się brawa za utrzymanie klimatu lat 80. i odświeżanie ówczesnej formuły heavy metalu. Mimo wszystko to niezły krążek, zwłaszcza fanów szybkiego grania powinien zadowolić. Oni nie szukają melodii…