REAL-ATLETICO 1-0 Wygrana na wagę półfinału Ligi Mistrzów

Real Atletico 1-0 Liga Mistrzów 2014/2015 ćwierćfinał   W rewanżowym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów Realu z Atlético sytuacja była jasna – wobec absencji czterech podstawowych graczy (Marcelo, Modrić, Bale, Benzema) zawodnicy Ancelottiego musieli na Bernabéu wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, by pokonać ekipę, której nie sprostali od 7 spotkań. Jednak każda seria, również ta zła, kiedyś ma swój koniec i tak właśnie stało się dzisiaj: Królewscy zagrali swój najlepszy mecz w 2015 roku i wygrali będąc przez całe 90 minut zespołem znacznie lepszym od rywala zza miedzy. Tym razem dominacja nie ograniczyła się do pierwszej połowy, jak tydzień wcześniej na Calderón – sił, ambicji i umiejętności wystarczyło na pełne spotkanie, a i w ewentualnej dogrywce by ich nie zabrakło. Los Blancos mieli dwa razy większe posiadanie piłki, oddali trzy razy więcej strzałów, z czego aż 8 celnych (przy zaledwie 2 próbach Colchoneros). Jan Oblak bronił znakomicie, ale w 88 minucie skapitulował po kapitalnej akcji Jamesa z Ronaldo i dobrym wykończeniu Chicharito. Zastępujący Benzemę Meksykanin był najlepszym zawodnikiem meczu i nie chodzi tylko o zdobytego gola, bo ten był dziełem drużyny, lecz o entuzjazm i sportową złość, jaką okazywał. Nie było dla niego piłek straconych, nie znikał na długie minuty, nie gubił się w dryblingach, za to bardzo się denerwował, gdy jego strzały mijały bramkę lub lądowały w rękach bramkarza. Takie nastawienie to już połowa sukcesu, a dzisiaj wszyscy byli należycie zmotywowani (wreszcie) i grali jak przystało na Real Madryt.
Mecze z Atlético nie są piękne, to w dużej mierze walka w środku pola i próby rozerwania ustawionego w polu karnym autobusu. To nie jest łatwe przy tak dobrze zorganizowanym przeciwniku. Obok Chichario swoje szanse mieli Cristiano i James oraz ustawiony w środku pola Ramos, który wspomagał Kroosa w wyprowadzaniu akcji oraz stoperów przy obronie. Ten eksperyment Ancelottiego zdał egzamin – Ramos może nie jest dryblerem, lecz nie jest tak bojaźliwy jak Illarra ani tak bezbarwny jak Khedira, więc jego wybór to mądre posunięcie. Podobnie jak system 4-4-2, ktory lepiej się sprawdza z agresywnym rywalem. Sytuacja zmusiła Carlo do rotacji składem i wyciągnięcia wniosków z poprzednich starć. Trener zaryzykował i to się opłaciło. Dzisiaj zagrało wszysko – był pressing, dominacja, zawziętość, wiara, byl też genialny doping całego madridismo, jaki rzadko widujemy na teatralnym Bernabéu. Brakowało tylko skuteczności, bo przy takiej przewadze goli powinno być więcej. Jednak i ten jeden cieszy, cieszy też fakt, że zdobył go piłkarz, któremu najbardziej na tym zależało – ten niedoceniany i pomijany, który jednak nigdy nie odpuszczał na treningach i potrafił wykorzystać szansę, gdy ją wreszcie dostał. Królewskim na pewno pomogła czerwona kartka dla Ardy po brutalnym wejściu w Ramosa w 76 minucie, ale trzeba jasno powiedzieć, że w tym wyniku nie było nic z przypadku. Atlético swą grą nie zasłużyło na awans, zaś Real nareszcie przełamał niemoc w meczach z lokalnym rywalem. Oby trwale.


Plus meczu: Chicharito


Obok Realu do półfinału awansowały też Barcelona, Bayern i Juventus.
BARCELONA – PSG 2-0
Po porażce w pierwszym spotkaniu na własnym stadionie paryżanie przyjechali na Camp Nou dokonać niemożliwego. Uzbrojeni w Ibrę i Varrattiego mieli stawić opór gospodarzom. Nie stawili. Okazali się papierowym tygrysem, który na boisku nie ma żadnych argumentów. Ich występ był żenujący, Barcelona nie musiała się nawet specjalnie wysilać, by wygrać. Dwa gole Neymara załatwiły sprawę, a większe kłopoty Katalończykom sprawili kilka dni temu Sevilla i Valencia niż naszpikowany nazwiskami PSG.
BAYERN – PORTO 6-1
Wydawało się, że po dobrej grze i zwycięstwie 3-1 Porto jedzie do Niemiec po pewny awans. Nic z tych rzeczy. Nie z takim nastawieniem. Przestraszeni Portugalczycy w pierwszej połowie byli zaledwie tłem dla zmotywowanych i solidnych Niemców. Bayern szybko strzelił 5 goli (w tym 2 Lewandowski) i wybił rywalowi z głowy marzenia o półfinale. Po zmianie stron Bawarczycy trochę odpuścili, lecz gdy tylko Porto zdobyło honorową bramkę, odpowiedzieli trafieniem Alonso i zamknęli mecz. Nadal pozostają głównym faworytem do wygrania Ligi Mistrzów.
MONACO – JUVENTUS 0-0
Mecz bez historii. Żadnych bramek, niewiele emocji, w efekcie awans mistrza Włoch dzięki bramce w wydumanego karnego w pierwszym spotkaniu. Dla Monaco dotarcie aż tak wysoko to i tak sukces, z kolei Juventus ma szanse nawiązać do swoich tradycji, gdy wygrywał Ligę Mistrzów. Jednak na pewno nie z taką grą. W piątkowym losowaniu każda z ekip z pewnością marzy o trafieniu na Juve.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: