BARCELONA-REAL 2-1 Porażka na Camp Nou z jedynym rywalem do tytułu

Barcelona Real 2-1 liga hiszpańska 2014/2015   Nikomu nie trzeba mówić o wadze spotkania Realu z Barceloną. To najważniejszy mecz ligowy na świecie, a w obecnej sytuacji madrytczyków wyprawa na Camp Nou mogła być decydująca dla dalszych losów walki o mistrzostwo. Wygrana Katalończyków pozwalała im uciec na 4 punkty, a to przewaga trudna do zniwelowania zważywszy na formę drużyny Luisa Enrique. Z kolei wygrana Realu pozwoliłaby uwierzyć w siebie zawodnikom Ancelottiego po serii słabych występów i odwrócić losy rywalizacji. Cudu nie było i spełnił się pierwszy ze scenariuszy – wygrała Barcelona, chociaż przez większość meczu wydawało się, że będzie odwrotnie. Real zagrał swoje najlepsze spotkanie w 2015 roku, lecz nie potrafił utrzymać tempa i poziomu przez pełne 90 minut. Ancelotti miał cały tydzień na przygotowanie zawodników, a im starczyło sił tylko na jedną godzinę. Ile razy można? W końcowej fazie meczu goście odpuścili i tylko bezradnie obserwowali, jak grają gospodarze. W ten sposób całkowicie zepsuli dobre wrażenie, jakie ich gra robiła w pierwszej połowie.
   Zaczęło się dość spokojnie lecz ku zdumieniu widzów na Camp Nou, to Real pierwszy stworzył zagrożenie i w 11 minucie powinien prowadzić, kiedy ładną akcję drużyny po podaniu Benzemy wykończył Cristiano Ronaldo lecz trafił tylko w poprzeczkę. Odpowiedź gospodarzy nadeszła w 19 minucie – po rzucie wolnym Mathieu uciekł Ramosowi i główką zdobył prowadzenie. Później idealną sytuację na 2-0 zmarnował Neymar, zaś w odpowiedzi akcję marzenie przeprowadzili Los Blancos. Najpierw Modrić idealnie obsłużył Benzemę, ten piętką zagrał do wychodzącego na dobrą pozycję Cristiano, a Portugalczyk w 31 minucie wyrównał na 1-1 uzyskując ligowe trafienie nr 31. Od tego momentu Królewscy zdominowali spotkanie stwarzając kilka kolejnych sytuacji, po których powinny paść gole. Minimalnie chybił Bale, potem nawet trafił do bramki lecz podający mu Ronaldo był na minimalnym spalonym, z kolei precyzyjne uderzenie CR7 pięknie obronił Bravo. Wydawało się, że bramka dla gości jest tylko kwestią czasu. Real był zdyscyplinowany, poukładany i pewny siebie. Brakowało tylko skuteczności.
   Drugą połowę rozpoczęła świetna sytuacja Benzemy, po której na posterunku znów był barceloński bramkarz. Stara piłkarska prawda mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Barcelona grała słabo, ale w 56 minucie nadeszło przełamanie – jedno prostopadłe podanie do Suáreza i świetne wykończenie akcji przez Urugwajczyka. Gol z niczego, przy którym nie popisał się Iker Casillas. To był punkt zwrotny meczu bowiem od tego momentu gospodarze zaczęli dominować, zaś piłkarze Ancelottiego stanęli i sprawiali wrażenie ludzi kompletnie niewierzących w możliwość zmiany wyniku. Dlaczego, skoro zostało 35 minut na odpowiednią, godną mistrza reakcję? Niestety znów oglądaliśmy Real nijaki, bezradny, grający powoli i bez polotu, bardziej w poprzek niż wzdłuż, itd. Tymczasem pobudzeni gospodarze, którzy mimo trudnego meczu w środku tygodnia zachowali więcej sił, stwarzali kolejne sytuacje bramkowe i seryjnie je marnowali podobnie jak Real godzinę wcześniej. Nie trafiali Messi i Neymar, zaś przy strzale Alby udaną interwencją popisał się Casillas. Jednak Barcelona ani przez moment nie czuła się zagrożona i spotkanie nie mogło się zakończyć innym wynikiem niż jej wygraną. Królewscy przegrali na własne życzenie – gdyby utrzymali poziom z pierwszych 45 minut, wynik byłby zupełnie inny. Po tej porażce szanse na wygranie mistrzostwa Hiszpanii zmalały do minimum – teraz trzeba wygrywać wszystkie kolejne mecze i zarazem liczyć na dwie porażki Katalończyków. Zważywszy, że ci wygrali 18 z ostatnich 19 spotkań, trudno w tej sytuacji być optymistą. Trudno też wierzyć, że Real już nie pogubi punktów, skoro nie potrafi zagrać na odpowiednim poziomie przez cały mecz, i to niezależnie od tego, jak dużo czasu ma na przygotowanie się. Ale wierzyć trzeba, bo co innego pozostaje? W każdym razie Królewscy nie zależą już od siebie i to mocno komplikuje sytuację. Ancelotti mówił przed spotkaniem, że takie mecze wygrywa się głową. Szkoda tylko, że trener od kilku miesięcy nie potrafi niczego poukładać w głowach piłkarzy, nie umie ich zmobilizować do walki przez 90 minut i prezentowania postawy godnej herbu i historii klubu. Jedyna dobra wiadomość jest taka, że przez dużą część meczu Real grał naprawdę dobrze i może to być zwiastunem powrotu do wysokiej formy. Ta jest pilnie potrzebna, bo w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, która przy porażce w Primera División staje się priorytetem, czeka starcie z najgorszym możliwym rywalem – Atlético Madryt. Piłkarze Simeone nie przegrali żadnego z 6 ostatnich starć z graczami Carletto, bo potrafią biegać i walczyć 90 minut i nie załamują się, gdy rywal strzeli bramkę. Odnieśli aż 4 zwycięstwa zdobywając komplet punktów w Lidze, wygrywając Superpuchar i eliminując Real z Copa del Rey. Przegranie z nimi Ligi Mistrzów byłoby gwoździem do trumny projektu Ancelottiego.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: