Włoski problem Realu Madryt

Real Madryt Carlo Ancelotti zmiana trenera problemPo kolejnym, którym to już słabym występie Realu Madryt, który wbrew logice zgubił punkty na własnym stadionie z rezerwami Villarrealu, na tapetę niczym bumerang powrócił temat trenera drużyny. Czy konserwatywny w swych decyzjach i traktujący piłkarzy po ojcowsku Włoch jest właściwym szkoleniowcem drużyny gwiazdorów? Patrząc na zachowawczą i leniwą grę Królewskich można mieć spore wątpliwości. Postanowiłem dokonać rzeczowej analizy postawy zawodników, wyników i stylu gry zespołu, decyzji kadrowych i odpowiedzialności szkoleniowca, rozważyłem wszelkie argumenty za i przeciw, po czym doszedłem do jednego wniosku: Real ma jeden poważny problem, a ten problem nazywa się Carlo Ancelotti. Twierdzę tak niezależnie od faktu wygrania 4 trofeów, bo bardziej od przeszłości interesuje mnie przyszłość, i spróbuję to uzasadnić, ale tym razem w nieco inny sposób. Uważam, że madrytczycy pod wodzą włoskiego szkoleniowca nigdy nie będą grać ładnie i efektownie, co wcale nie znaczy, że nie wygrają żadnych rozgrywek. Przy regularnie tracącej punkty Barcelonie wstyd byłoby nie zdobyć mistrzostwa Hiszpanii, które rok temu Real na własne życzenie oddał lokalnemu rywalowi (odpuszczenie na samym finiszu krajowych rozgrywek to jedyna poważna rysa na tym niemal perfekcyjnym sezonie). Ale trudno myśleć o tytułach, gdy jedna z ekip Primera División grając w madryckiej świątyni samymi zmiennikami, bez 7 podstawowych zawodników (!) urywa gospodarzom punkty. Oczywiście poza grą jest Modrić i James, ale to tylko 2 graczy, a nie 7. Dodam dla porównania, że Barcelona z Villarrealem grającym w pełnym składzie wygrała 2 razy po 3-1 pewnie awansując do finału Pucharu Króla. Tam czeka na nią Athletic Bilbao, z którym Real gra już jutro ligowe spotkanie na San Mamés. Spotkanie, które musi wygrać, by zachować dwupunktową przewagę nad Katalończykami, ale które wygrać nie będzie łatwo. Baskowie grają dwa razy szybciej od Królewskich, są lepiej zorganizowani i biegają przez 90 minut. Notabene Barcelona miesiąc temu grała na San Mamés i ustrzeliła manitę wygrywając 5-2. Ale nie chodzi o złośliwe porównania teraz, kiedy Królewscy są w dołku. Chodzi o to, że ten dołek trwa już trzeci miesiąc, a trener wciąż nie widzi problemu. Nie umie zmienić stylu gry, nie reaguje gdy nie idzie, nie wystawia zmienników, a co najważniejsze – nie umie zmotywować piłkarzy do gry na 100%. Najlepszym dowodem pierwsza połowa meczu z Villarrealem, kiedy Los Blancos grali na poziomie okręgówki. Co odpowiedział Carlo na pytanie, dlaczego było aż tak źle? „Zagraliśmy dwie różne połowy”. Tak, to widzieliśmy, tylko dlaczego???
   Mógłbym długo pisać o zaniechaniach Włocha, o błędach kadrowych czy taktycznych (o ile on w ogóle wie, co to taktyka, bo nie bardzo dał tego dowody), o zniszczeniu słynnych kontr, które w zeszłym sezonie jeszcze z rozpędu funkcjonowały i dały nam tytuły, ale postanowiłem zrobić inaczej. Prześledziłem fora internetowe miłośników Realu by stwierdzić, czy tylko ja tak twierdzę, czy może jako jedyny nie doceniam wielkiego trenera, który dał nam Décimę. Okazało się, że jednak nie jestem sam, postanowiłem więc przytoczyć kilka(naście) wypowiedzi, pod którymi się w pełni podpisuję, a które oddają istotę problemu. Nie lubię częstych zmian na stanowisku trenera, cenię ciągłość tej funkcji, lecz chciałbym też czerpać przyjemność z oglądania gry mojej ukochanej drużyny. Niestety z włoskim szkoleniowcem na ławce jest o to bardzo trudno. Nadzieja umiera ostatnia i każdy kibic po słabym występie wierzy, że następnym razem będzie inaczej, że forma nagle wróci, bo przecież nie jest możliwe tak długo grać tak źle mając tak dobrych piłkarzy. A jednak Carletto zabił dynamikę i piękno na rzecz równowagi, spokoju, wycofywania piłki i spowalniania gry zamiast kontr, podań w poprzek zamiast wzdłuż, do tyłu zamiast do przodu, itd. Piłkarze biegają po boisku bez tej werwy, która cechowała ich za Mourinho czy nawet jeszcze przed rokiem, gdy niespełniona w trzech kolejnych półfinałach LM ambicja pchała ich do przodu i ostatecznego triumfu. Teraz wyglądają na spełnionych, niczego na boisku nie tworzą, nie szukają kombinacyjnych akcji, nie wybiegają na pozycje, nie szukają goli. Są schematyczni i statyczni, nawet nie chce im się biegać przez 90 minut, chociaż grają tylko raz w tygodniu. Ale zawsze mogą liczyć na dobrego tatusia, który podłechce ich ego na nudnych tak samo jak mecze konferencjach prasowych. Real AD 2015 przypomina świetny sportowy samochód o znakomitych osiągach – lecz do wygrywania wyścigów potrzebny jest jeszcze dobry kierowca. Gdy ten włącza hamulec albo zarzyna silnik – auto nie pojedzie. Wiem, jeszcze niczego nie przegraliśmy, jeszcze prowadzimy w Lidze ale wciąż jedziemy na zaliczce z jesieni. Pytanie tylko – jak długo?
   „Nikt tak łatwo stąd nie ucieknie – nie przyjechaliśmy tu na wakacje, chcę zobaczyć więcej jaj na boisku. Nie wiem, czy to rozumiecie, ale macie na koszulkach herb Realu Madryt, a na trybunach widziałem tysiące Hiszpanów, którzy przyszli nas wspierać – ludzi, którzy wypruwają sobie żyły w fabrykach, żeby zarobić na życie. Nie możecie ich w taki sposób zawieść”. To nie słowa Carlo Ancelottiego. Tak mówił do zawodników Santiago Bernabéu.

Teraz obiecane komentarze zaniepokojonych fanów Realu:


Daję Carlo kredyt zaufania do końca sezonu. Wiem, że wcześniej mówiło się o drugim Fergusonie, ale wspólne mają chyba tylko kolor włosów i bezustanne żucie gumy. Jeżeli nie wygra nic, to zastanowiłbym się nad Zidanem lub Karanką w roli następcy. Obaj mają niewielkie doświadczenie, ale sporo pomysłów, co pokazują w swoich obecnych ekipach.
Nigdy nie krzyczałem o drugim Fergusonie, ani nie uważałem, że dobry (podkreślam – nie wspaniały, dobry) poprzedni sezon był tylko i wyłącznie jego zasługą. W LM krok od porażki z Borussią, zwycięstwo z Bayernem tylko dzięki atutom poprzednika (plus dla Carlo za wykorzystanie tego) i wielkie szczęście w finale. Liga została przegrana w kretyński sposób, a odpuszczenie meczu z Celtą to kpina.
Ubiegłoroczna seria 22 zwycięstw była możliwa tylko dzięki wielkiej formie w październiku i na początku listopada i słabym rywalom później. Także jest to zasługa dobrej dyspozycji czterech kluczowych pomocników. Potem kontuzji doznał jeden z nich, a odpowiedzią na to było ustawienie z dwoma ofensywnymi pomocnikami i tylko jednym środkowym. Nie dało się w ten sposób opanować środka. Później kontuzji doznał James, zastąpił go Illarra i znów zaczęło to jakoś wyglądać. Wrócił James i wróciła padaczka, o ile udawało się ogrywać ogórków, jak Espanyol czy Sociedad, na Bernabéu, to na wyjazdach był problem. Później, gdy znowu kontuzjowanego Jamesa zmienił Khedira, blamaż gonił blamaż. Potem doszedł jeszcze Lucas, nie wiadomo, po co. W efekcie drużyna się rozsypała. Może zacznie to jakoś wyglądać po powrocie Modricia. To nasza jedyna nadzieja.


Trochę czasu zajęło Carlo doprowadzenie Realu do nudnego stylu, który prezentowało za jego kadencji PSG. Ale teraz już jego filozofia rządzi: nie trzeba biegać, poszczególne formacje widzą się na boisku przez lornetkę, atmosfera jest rodzinna, a kasa się zgadza. Co tu Modrić pomoże, gdy taktyka tej drużyny zakłada jej rozwleczenie po boisku na długości 60 metrów, a przeciwnik sobie klepie między naszymi formacjami, bo na stworzenie przewagi w takich dziurach nie trzeba wielkiej taktyki, wystarczy trochę szybciej potruchtać. Niestety ze smutkiem stwierdzam, że Carlo zabił to, co w tej drużynie było najlepsze, czyli grę z kontry; zabił najlepszą kontrę na świecie, a nie widzę, żeby dał coś w zamian (oprócz „rodzinnej atmosfery” w klubie).


Problem nie leży w absencji graczy, a w motywacji drużyny. Chyba każdy widział, że jak Real w ostatnie 15 minut przyspieszył to już było groźniej. Dlaczego tak nie zagrali od początku? Za Mourinho jak się rozpoczynał mecz to rzucali się na przeciwnika jak wściekłe hieny, był ten moment zaskoczenia, a teraz chodzą po boisku jak święte krowy i myślą, że bramki same się strzelą… Dzisiejszy Real przypomina mi ten po wygraniu 9 Pucharu Europy. Wtedy zaczęło się na całego ściąganie gwiazdorów nie do ruszenia i upychanie ich na pozycje, na których nie grali (patrz Beckham), a teraz Ancelotti wyskakuje, że BBC będzie grało zawsze?!?!?!


Jesteśmy w jakimś dołku formy, bo gramy przewidywalnie. Rajd skrzydłem i wrzutka. Gdzie są szybkie wymiany piłki, jakieś prostopadłe podania, wejścia skrzydłowych w pole karne? Gdzie zanikły te kontry, z których Real słynął i których bał się każdy zespół? Teraz, gdy jest okazja do takowej, albo ktoś gubi piłkę w niepotrzebnym dryblingu, albo zupełnie psuje szybkie podanie. Zdarza się też całkowite zwolnienie akcji i wycofanie do Pepe czy Varane’a. Nie chcę mi się wierzyć, że taki był zamysł Carletto, by wyeliminować kontry na rzecz ataku pozycyjnego, w którym Real nie ma pomysłu i źle się czuje. Po prostu to się kupy nie trzyma. Pół roku temu Real był najlepiej grającą drużyną z kontry na świecie. Obecnie ten element gry wychodzi Realowi tak jak rzuty wolne Cristiano.
A propos Cristiano. Co się stało z piłkarzem, który jedną przekładanką tworzył sobie sytuację bramkową? Który trafiał z trzydziestometrowych wolnych? Który miał zabójczą ochotę do gry? Którego mogliśmy nazywać prawdziwym Królem Madrytu? Bo mimo tych 30 ligowych trafień od początku sezonu gra Crisa mi się po prostu nie podoba. Gdzie jest piłkarz o tym wspaniałym, nienasyconym głodzie gry? Oczywiście, że od niego wymagam dużo więcej. Bo od kogo mam wymagać, jeżeli nie od najlepszego piłkarza na świecie? Wracaj jak najszybciej Cristiano, bo Real ogromnie Cię potrzebuje.


Wtrącę swoje trzy grosze. Real w ogólnie nie powinien grać dośrodkowaniami. Zespół tej klasy, gdy widzi rywala ustawionego w szesnastce, nie może być tak toporny i forsować tego samego schematu przez 45 minut. Doskonale rozumieli to Isco i Marcelo, którzy jako jedyni rozrywali szeregi rywala bezpośrednio przed polem karnym. Cristiano nie widział sensu gry z boku i zadowolił się czekaniem na okazje w polu karnym. Błąd! Zabrakło tego systemu, który rozerwał na strzępy obronę Atlético kilka miesięcy temu w finale. Zamiast wrzutek, rzucali piłkę na boki, by ją wycofywać na środek pola i szukali dziury w obronie rywala. Nie jestem trenerem, ale wiem, że gra po ziemi i krótka piłka to rzecz, która u broniącego się ciasno rywala wywołuje panikę.


Ja problem Realu widzę w systemie gry:
– brak gry z kontry, uporczywa gra pozycyjna straaaaaaaasznie wolna,
– branie ciężaru gry przez Isco, który ma manię holowania piłki do upadu, zaliczając przy tym kilka kółeczek fajnych dla oka, lecz często bezproduktywnych i dramatycznie spowalniających grę,
– odcięcie tym sposobem tlenu dla BBC czyli szybkości podania z pomocy i tym samym zyskania więcej wolnego miejsca,
– dramatyczna niechęć do pressingu, a jeśli już jest to wygląda tragicznie – każdy lepszy przeciwnik spokojnie rozklepuje nasz pressing, bo zawsze ktoś jest spóźniony,
– brak agresywności (tej pozytywnej) w grze.


Ja rozumiem, że jakiś piłkarz może być bez formy, ale jak to możliwe, że rok temu BBC rozpykało całą LM, doszli do finału, wygrali tyle meczów, Ronaldo bił rekord za rekordem, Bale strzelał tyle ważnych bramek, a nagle… nagle wszyscy są bez formy! Okej, Ronaldo może być bez formy, nie jest w stanie grać ciągle na poziomie 2 bramki na mecz. Idźmy dalej… zdarza się, że dwóch piłkarzy tak pechowo trafi, że są bez formy…. Ale jakim cudem nagle połowa składu gra tak słabo? Jaka jest szansa na to, że nagle połowa jest bez formy w tym samym czasie? Jak dla mnie ZEROWA.
Więc o co tu chodzi? Zmęczenie fizyczne odpada, bo widzieliśmy kolejny mecz, gdzie Real gra tragedię w pierwszej połowie, a potem w drugiej latają jak odrzutowce, czyli siły są i zapas energii też.
Może problem leży w taktyce i ustawieniu? To wygląda tak, jakby piłkarze stali się więźniami własnej taktyki, tak jakby męczyli się sposobem gry. Pamiętam jak na jesieni pisałem, że Real gra najlepszy futbol świata – kontry, atak pozycyjny, wrzutki, przerzuty, skrzydła, środek, prostopadłe. A teraz? Podanie na skrzydło, wrzutka – powtórz 50 razy aż się uda. A jak się nie uda to trudno.


Najlepszy przykład, dlaczego ważne jest rotowanie składem był we wczorajszym meczu… Dzięki temu, że trener Villarrealu konsekwentnie rotuje zespołem od początku sezonu, obojętnie jakim wyjdzie składem, gra się nie zmienia, filozofia jest ta sama, bo każdy zawodnik z kadry jest w ich systemie gry OGRANY! Carlo mówił, że nie będzie rotował dla rotacji i wczoraj mogliśmy zobaczyć, że to jest błąd. Później wygląda to tak, że drużynie nie idzie i trzeba kogoś wpuścić, a ten ktoś nie jest w stanie nic zmienić, bo nie czuje rytmu.


Wczoraj Marcelino pokazał naszemu Carlo, co znaczą rotacje. Jak dzięki temu grają piłkarze w większości rezerwowi i do tego młokosy, którzy grają co trzy dni i na trzech frontach. Pokazał mu też, co znaczy taktyka, zarządzanie wydarzeniami w trakcie meczu. Coś, co naszemu Carlo też jest kompletnie obce. Śmiech przez łzy ogarnia człowieka, kiedy widzi jak trener robi w portki i zwraca się do rezerwowych, żeby mu pomogli mecz wygrać. Rezerwowych, których sam unicestwił w trakcie rozgrywek. Było po nich widać, że ci zawodnicy są martwi! A nasze kontry? Nie tylko wczoraj, ale od początku tego sezonu. Nasze kontry są humorystyczne, delikatnie mówiąc. Coś w czym byliśmy najlepsi i każdy rywal się tego panicznie bał, dziś jest przeciętne. Teraz gdy ktoś z przeciwników mówi, że Real ma świetne kontry, to już tylko kurtuazja. Przypomnę, że w poprzednim sezonie najważniejsze mecze i tytuły wygraliśmy właśnie na kontrze! A taki Bayern został wręcz zmieciony.
W tamtym roku Carlo mógł jeszcze korzystać ze spuścizny swojego poprzednika. W tym roku już nie. W tym roku jest to już absolutnie jego autorska drużyna. To, co zostało po poprzedniku, w tym kontry, zostało skutecznie unicestwione.
W zeszłym sezonie drużyna grała założenia swojego poprzednika + monotematyczne rozwiązania taktyczne Carlo. Teraz zostały tylko monotematyczne rozwiązania Carlo.
A niech podsumowaniem tego wszystkiego i tej całej nędzy taktycznej będzie próba dowiezienia do końca remisu przez trenera. Czyli zmiana Isco na Illarrę i przejście na 4-4-2. W tym akurat przypadku defensywnego 4-4-2, na dowiezienie remisu, z rezerwowymi (dobrze zorganizowanymi) młokosami, na Santiago Bernabéu.


Nigdy nie byłem za zatrudnianiem tego pana bo prowadził drużyny samograje, a i tak mało trofeów z nimi zdobył. Carlo Ancelotti jest świetny, gdy trzeba ułożyć drużynę złożoną z gotowych graczy. W przeszłości nie radził sobie z tych samych powodów w Milanie i Chelsea. Z Londynu odszedł po jałowym sezonie. W półfinale Ligi Mistrzów odpadł z rozwalającym się już wtedy Manchesterem Utd. O ile pamiętam tamten dwumecz, Carlo nie zrobił nic po pierwszej porażce i błędy, które w niej popełnił, powtórzył w rewanżu. Żeby sobie wbić gwóźdź do trumny, przegrał miesiąc później z Manchesterem jeszcze raz, tym razem w Pucharze Ligi. To ważny sygnał, bo Carlo popełniał ten sam błąd trzy razy i nie wyciągnął wniosków. Wtedy mu podziękowano.
Tak więc mamy diagnozę. Carlo Ancelotti jest dobry na dobre czasy, a zły na złe czasy. Nigdy nie umiał przeciwdziałać rozpadowi drużyny. Również wtedy, gdy od kwietnia Chelsea powoli odsuwała się od mistrzostwa Anglii. Z ostatnich 10 spotkań Chelsea przegrała połowę, a Ancelotti został zwolniony z funkcji trenera.
Ten facet w sobie ma coś ze sparaliżowanego taktyka. Mourinho już dawno by zrobił suszarkę w szatni i zawodnicy pluliby krwią, byle grać lepiej. Być może u Carlo przychodzi taki moment, że zespół przestaje pod nim grać, bo im się zwyczajnie nie chce i piłkarze to czują, że trener nie daje im rady.
Drużyny też nie uzdrowią od razu Modrić i James. Co byłoby najlepsze w tej sytuacji? Na jutrzejszym treningu ktoś powinien zalać boisko gównem prosto z szamba i kazać im ćwiczyć. Może to by pomogło? A może Pérez powinien wywalić Ancelottiego już dziś i ściągnąć jakiego fachowca-strażaka, który pociągnąłby zespół do czerwca? Gorzej nie będzie.


Patrząc na to co jest dziś, a co było za Mou stwierdzam, iż Mou to lepszy trener. Umiał myśleć taktycznie, a nie wg wzoru, umiał piłkarzy zaprzęgnąć do roboty, dzięki czemu fizycznie wyglądali perfekcyjnie, umiał ściągnąć piłkarzy których chciał, a nie których Pérez chce. A nie wyszło mu tylko dlatego, że ci piłkarze, którzy zarabiają miliony stwierdzili, że on ich obraża, bo my jesteśmy wielcy itd. itp. Za to Carlo pozwala im czuć się bogami i jak widać z biegiem czasu stają się drewniakami, a nie piłkarzami.


2014 był pięknym rokiem, a LM wygrali piłkarze, bo byli niesamowicie zmotywowani i po okresie pracy Mou dostali więcej swobody. Ancelotti był idealnym trenerem, żeby oczyścić atmosferę, ugłaskać kibiców i media. Jednak to nie jest trener na długie lata dla Królewskich. Teraz trzeba nimi trochę potrząsnąć i zmotywować do pracy dla drużyny. Jak komuś się nie chce, to na ławkę lub do innego klubu. Nie podoba mi się utrzymywanie piłki na siłę, wolę agresywny odbiór i szybkie przejście do ataku. Byliśmy w tym najlepsi – te gole po 8 sekundach, ten rozmach i wszystko na pełnej bombie, to było niesamowicie emocjonujące. Swoją drogą jestem bardzo ciekaw, jak Mou grałby obecnym składem Realu, bo czasy Barcelony Guardioli już odeszły i nie trzeba by było się tylko bronić. Uważam, że Mou trafił na wyśmienite czasy Barcelony, a i tak potrafił ją zdetronizować. Obecnie mógłby naznaczyć swoją epokę z Realem, tak jak wcześniej Guardiola z Barçą.


Jak tak się czyta co niektóre komentarze fanów Carlo to aż dziw człowieka bierze.
Plaga kontuzji, co się wysypała, sama się zrobiła.
Załamanie formy, które zaczęło się od zajechania pierwszego składu, samo się zrobiło.
Martwa ławka, sami się unicestwili, też samo się zrobiło.
Jakieś nowe rozwiązania taktyczne, też poczekajmy, same się zrobią.
Czy leci z nami pilot?


Do oceniania Carlo wstrzymam się do końca sezonu, ale powiem jedno. Jeżeli dalej tak będzie wyglądała gra Realu jak teraz, to o obronie LM i wygraniu ligi możemy zapomnieć, a po sezonie będziemy szukać nowego trenera. Jakiś czas temu można było sądzić, że tak grają bo są zmęczeni. Teraz o takim czymś nie ma mowy. Grają raz na tydzień i mają wystarczająco dużo czasu na regenerację sił. Obecnie pomysł na grę opiera się na lewej stronie i milionach wrzutek Marcelo.


Nie jestem jednym z tych co zwalnialiby już Carlo, ale martwi mnie jedna rzecz. Kiedy przez 8 lat był trenerem wielkiego Milanu, z którym wygrał dwie LM, to tylko raz udało mu się wygrać ligę włoską. W rozgrywkach o systemie pucharowym jest świetny, potrafi poprowadzić drużynę. Ale liga to zupełnie inne rozgrywki i wydaje mi się, że Ancelotti w pewnym momencie sezonu nie wie, jak reagować na kryzysy, zmęczenie.


Mówcie co chcecie, ale ten trener nie uczy się na swoich błędach, katuje pierwszą jedenastkę, nie potrafi ustawić zespołu pod rywala, gra jest przewidywalna i ciągle ta sama formacja oraz styl. Carlo myśli, że jak wygrał dużo w zeszłym sezonie to znaczy, że może cisnąć to samo kilka lat, a taka jest prawda, że teraz każdy zespół wie, jak gra Real i ustawia się pod Real.


Nie będę się pastwił, ale dzieje się to, o czym pisałem od dawna, Ancelotti to trener jednego schematu, gdy tylko mecz nie idzie, nie potrafi zareagować i ten sezon dobitnie to pokazuje. Problem w tym, że dla połowy fanboyów Carlo moje słowa są nie do zaakceptowania, bo ośmielam się krytykować człowieka, który akurat trenował, jak wpadła nam Décima. Lepiej nazwać mnie fanboyem Mou i kazać oglądać Chelsea niż podjąć się rzeczowej dyskusji. Żałosne jest, że gość trenuje nas już tyle czasu, a atak pozycyjny dalej leży (czego żaden „anczelonista” nie chce przyjąć do wiadomości). Żałosne jest to, że nawet kontr nie potrafimy wyprowadzać, żałosne jest to, że trener zamiast od czasu do czasu instruować swoich graczy ze swojej strefy woli stać i miętolić kolejną orbitkę.


Gościa nie lubię. Zbyt luźna atmosfera nie jest potrzebna. Rozumiem, że to nie czarni wyrobnicy na plantacji swojego pana (notabene – „pana”, a nie kogoś, kogo naprawdę cenią), ale do cholery – to jest ich zawód. I jak każdy człowiek pracujący w zawodzie powinni być rozliczani za swoje osiągnięcia. A to, że są rozliczani co kilka dni – sami wybrali taki zawód, trzeba było piekarzem zostać. I tak samo powinno dotyczyć to konsekwencji – jeśli lecą w kulki z grą, natychmiastowa ławeczka/trybuny. A nie teksty w stylu „jak BBC zdrowe, to gra zawsze”. Serio? Idźmy dalej, kreta do bramki dajmy (nazwisko przecie!), w obronie Dani, Sergio, Pepe (to nic, że 32 lata skończył, wiecznie młody!) i Marcelo. Zmiennicy? Zapomnij. Pomoc jak zawsze – Modrić, Kroos, James. Isco nich gnije na ławie, w napadzie miejsc nie ma (bo przecież BBC zdrowe to gra). Jakim sposobem rezerwowi mają się jakkolwiek przykładać, skoro i tak wejdą na ogony (o ile w ogóle wejdą)? Jakim cudem podstawowy skład ma być świeży, zmotywowany do gry, skoro gra ciągle i bez zmian? Przecież po X meczu z kolei im to zaczyna wisieć, czy się przykładają i dają z siebie 100%, czy nie. Podświadomość po prostu im mówi „stary, olej. I tak zagrasz”. A to bardzo szybki sposób do tego, żeby w dupsko ładował nas każdy zespół, któremu się chce. Nawet rezerwami.
CA jest straszliwie nieefektywny przy wyborze składu, obawiam się, że tak jak rok temu, możemy przesrać kondycyjnie. A Barcelona, z której się tak śmiejemy, znowu nas pewnie złoi (bo będzie po prostu świeższa). O Atleti nie mówię, bo oni mają GENIUSZA na ławce. A nie kogoś, któremu parę razy granie jednym składem dało tytuł.


Ludzie, my od grudnia gramy taką kupę jak dzisiaj. Raz nam dopisze więcej szczęścia, raz mniej. Raz rywal się postawi, a raz nie. Z każdym lepszym zespołem mamy ogromne kłopoty. Tak było z Valencią, Atlético i teraz Villarrealem. A za tydzień czeka nas mega trudny wyjazd do Bilbao. Zawodnicy biegają jakby mieli zaciągnięty hamulec ręczny. Isco zagra słabszy mecz i nasza gra ogranicza się do dośrodkowań. Każda drużyna ma dołki podczas sezonu. My mieliśmy taki na początku i gdyby ten drugi był na przełomie grudnia i stycznia to wszystko byłoby w porządku. Ale mamy już marzec, a gramy taką samą kupę. Śmiem twierdzić, że gdybyśmy mieli znowu dzisiaj zagrać z Atlético, to znowu byłaby kompromitacja. Najgorsze, co można robić w takiej sytuacji, to udawać, że wszystko jest ok. Włoch pewnie będzie nam opowiadał bajki na konferencji bo skoro ostry wpierdol od materacy nim nie wstrząsnął, to do refleksji tym bardziej nie zmusi go jakiś tam remis. A problem jest, i to duży. Zbliża się kluczowa faza sezonu, a u nas forma ciągle nie rośnie. W takich meczach też wychodzi, jak trener zarządza kadrą. Na ławce nie było ani jednego ogranego zawodnika, który mógł wnieść coś pozytywnego. I to nie dlatego, że siedzą tam jacyś niepełnosprawni. Może Groszek czy Jesé to nie poziom światowy, ale gdyby dostawali swoje minuty, to ich gra wyglądałaby zupełnie inaczej. Dla mnie przegranie ligi z Barçą, która jest świetnym zespołem, ale w tym sezonie miała tyle wpadek, będzie naszą dużą kompromitacją. Niestety patrząc na CV Włocha widzimy, że on lubi frajersko przegrywać ligi. Oby tym razem dopisało nam szczęście, bo będziemy go jeszcze sporo potrzebować.


Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: